- Wszyscy nam pomagają, chcą nas nakarmić, dać ubranie, zaoferować pracę. Chcą, żebyśmy poczuli się jak w domu. Ale nigdy nie poczujemy się tutaj jak w domu, bo nasze serce i myśli są w Ukrainie. To nie jest nasze miejsce, czegokolwiek byście nie zrobili - mówi Marianna, 30-letnia Ukrainka, która uciekła z ogarniętego wojną Charkowa.
Najstraszniejsze jest to, gdy nad twoją głową latają szturmowcy i myśliwcy.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.