Pacjenci rezygnują z leczenia, bo nie stać ich nie leki. Farmaceuci się litują i sprzedają "na zeszyt". Leki refundowane wypadają z listy.
Wraz z rozwojem pandemii koronawirusa w całej Polsce, także w Łódzkiem, sporo mówi się o tworzeniu nowych miejsc w szpitalach dla pacjentów covidowych. - To żadne tworzenie, tylko odbieranie szans na leczenie zwykłym chorym - podkreślają lekarze.
Adam ma 12 lat. Powinien spotykać się z kolegami, chodzić do szkoły, może nawet trochę rozrabiać. I marzyć o fajnych wakacjach albo nowej grze komputerowej. A on marzy, żeby żyć. Trwają poszukiwania dawcy szpiku, żeby to marzenie spełnić.
- Mamy efekt leczenia przez telefon i rozdawania hojną ręką antybiotyków przez lekarzy rodzinnych - denerwuje się lekarz zakaźnik. - To fala dokuczliwych powikłań po antybiotykoterapii, które wymagają leczenia w szpitalu.
- Czy pani wie, że przy zwykłej wizycie lekarz musi 35 razy kliknąć myszką w różnych miejscach? Często, więcej niż na pacjenta, patrzy w monitor - mówi lekarz onkolog. I opowiada, że to da się zmienić.
Nie mógłby być pilotem ani zawodowym kierowcą. Nie mógł nawet grać w badmintona. Lekarze z ICZMP wykonali pionierski w skali Europy zabieg i sprawili, że może funkcjonować jak zupełnie zdrowe dziecko i spełniać wszystkie marzenia.
Łódzka posłanka Hanna Gill-Piątek spytała wojewodów o szpitale tymczasowe. - W sumie kosztowały nas 600 mln zł, a w większości stoją niewykorzystane. Nic po nich pacjentom nie zostanie - alarmuje.
Ministerstwo Zdrowia chciało zrobić milowy krok w kwestii leczenia rdzeniowego zaniku mięśni - zrefundować badania przesiewowe dla wszystkich noworodków. Na drodze stanęła Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Rodzice dzieci z SMA są zdruzgotani.
Kolega lekarz mi opowiadał, jak ciężarna z dusznością błagała, żeby nie alarmował sanepidu, pacjent z kaszlem i utratą węchu czekał na przyjęcie, a system do wystawiania skierowań się zawiesił. Nowa strategia walki z koronawirusem w praktyce.
Pacjenci oburzeni, bo lekarze rodzinni krytykują pomysł obowiązkowych badań fizykalnych i twierdzą, że telemedycyna jest lepsza. - Słyszę, że jestem leniem i tchórzem. To mnie obraża - odpowiada lekarz rodzinny z Łodzi.
- Babcia lała się przez ręce. Z dnia na dzień było coraz gorzej - mówi pani Beata, wnuczka pacjentki. - Zadzwoniliśmy po pogotowie, a lekarz poradził, żeby pomocy szukać w poradni diabetologicznej. Przez dwa dni próbowaliśmy się tam dodzwonić.
Ortopedzi ze szpitala Jonschera coraz częściej stosują, zamiast gipsowego opatrunku, zabiegi zespolenia kości. A prosto z ortopedii pacjent trafia na rehabilitację
Ostatnie zmiany w prawie, przewidujące wyższe kary za błędy lekarskie, bardzo niepokoją łódzkich medyków. - Odbiją się i na lekarzach, i na pacjentach - ocenia dr Paweł Czekalski, szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi.
- Pacjenci skarżą się, że przez epidemię koronawirusa bardzo pogorszył się ich komfort życia - mówią w klinice leczącej marihuaną. - W kolejce, aż ponownie zaczniemy działać stacjonarnie, czekali ciężko chorzy na nowotwory i z problemami neurologicznymi.
- Z powodu wstrzymania przyjęć stan niejednego chorego się pogorszył. Zdarzali nam się pacjenci, którzy kwalifikowani byli jako stabilni, a w ostatnich tygodniach trafiali do nas już jako ostry stan - mówi dyrektor szpitala.
Na leczenie w Stanach Wojtusia ze Zgierza potrzebne są 4 mln zł. Na leczenie Wojtusia z Galewic - aż 9. Na Jagódkę z Łodzi "tylko" kilkaset tysięcy. W każdym z tych przypadków jest jednak ten sam problem - koronawirus, który utrudnia zbiórkę.
Pacjentka onkologii - z nowotworem piersi - usłyszała, że w szpitalach brakuje preparatu, dzięki któremu można skuteczniej leczyć. W poniedziałek w łódzkim szpitalu była tylko jedna fiolka.
Copyright © Agora SA