Do gabinetów coraz częściej zgłaszają się ludzie przekonani, że dopadł ich koronawirus. - Nawet duszność mają silną. Mija, gdy dostają wynik badania - opowiada lekarz.
Koronawirus zagraża nie tylko starym i schorowanym. Nawet 20-latkowie przychodzą do izby przyjęć z poważną dusznością. Czterdziestolatkowie w poważnym stanie to nie jest rzadkość. Nawet u ozdrowieńców są problemy z oddechem.
Mówienie o czułości, bliskości i rodzinie jest w czasie pandemii koronawirusa tak samo uzasadnione, jak namawianie do przestrzegania reżimu sanitarnego. Rozmowa z prof. Piotrem Kuną.
- Miałem wczoraj w izbie kilkunastu pacjentów z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa, którzy spokojnie mogliby się leczyć w domu - mówi lekarz zakaźnik z łódzkiego szpitala im. Biegańskiego, gdzie leczeni są chory na COVID-19.
W szpitalu zakaźnym w Łodzi i w COVID-owej części szpitala w Zgierzu widać zdecydowany wzrost liczby pacjentów zakażonych koronawirusem. - To jeszcze nie jest stan alarmujący, ale różnicę widać wyraźnie - mówi lekarz zakaźnik.
Ola to śliczna sześciolatka - okaz zdrowia. Jej mama Joanna - zawsze szczupła, na zdrowej diecie. - Gdyby nie moja intuicja, obie mogłybyśmy umrzeć nagle i młodo - mówi matka.
Epidemia koronawirusa to nie jest powód, aby szpitale zmieniały zasady i oddzielały matki od nowo narodzonych dzieci - uważa Rzecznik Praw Pacjenta. Nie ma wątpliwości, że to naruszenie praw pacjenta. I wskazuje na placówkę z Łódzkiego.
Kolega lekarz mi opowiadał, jak ciężarna z dusznością błagała, żeby nie alarmował sanepidu, pacjent z kaszlem i utratą węchu czekał na przyjęcie, a system do wystawiania skierowań się zawiesił. Nowa strategia walki z koronawirusem w praktyce.
Pacjenci oburzeni, bo lekarze rodzinni krytykują pomysł obowiązkowych badań fizykalnych i twierdzą, że telemedycyna jest lepsza. - Słyszę, że jestem leniem i tchórzem. To mnie obraża - odpowiada lekarz rodzinny z Łodzi.
W Zgierzu udowodnili, że można zjeść ciastko i mieć ciasto. - Wciąż pomagamy chorym z koronawirusem, ale zaczynamy też leczyć wszystkich innych pacjentów - mówi Agnieszka Jóźwik, dyrektorka zgierskiego szpitala
Szpital w Zgierzu od miesięcy jest miejscem szczególnej uwagi w regionie, bo wiosną - decyzją Ministerstwa Zdrowia - znalazł się na liście szpitali jednoimiennych leczących wyłącznie zakażonych koronawirusem. Ale właśnie zachodzi tam ważna zmiana. Dla wszystkich pacjentów.
- Babcia lała się przez ręce. Z dnia na dzień było coraz gorzej - mówi pani Beata, wnuczka pacjentki. - Zadzwoniliśmy po pogotowie, a lekarz poradził, żeby pomocy szukać w poradni diabetologicznej. Przez dwa dni próbowaliśmy się tam dodzwonić.
W Salve Medica kończy się właśnie kontrakt na chirurgię onkologiczną. Lekarze: - Potrzeby są ogromne, możliwości też mamy, za to nie mamy kolejek. A będziemy musieli odsyłać pacjentki tam, gdzie na zabiegi będą długo czekać.
Niemal tysiąc skarg wpłynęło do rzecznika praw pacjenta od chorych, którzy w czasie epidemii koronawirusa nie mogli się dostać do lekarza.
W jednoimiennym szpitalu zakaźnym oceniają, że około 30 procent chorych wcale nie musiało trafić właśnie do tej placówki. Ale trafiło. Powód? Strach i brak refleksji.
Szpital w Zgierzu - do tej pory jednoimienny - ma być powoli odmrażany. - Bo pacjentów zakażonych koronawirusem jest na tyle mało, że stoją niewykorzystane łóżka. Można tak przeorganizować szpital, by z pomocy medycznej korzystali też zwykli pacjenci - mówi dr Miłosz Dobrogowski, zastępca dyrektora ds. medycznych.
- Przerażające, jest to, że pacjenci umierają w samotności. Czasem dopiero rano przy obchodzie okazuje się, że chory już nie żyje - mówi lekarz ze szpitala im. Biegańskiego w Łodzi, gdzie leżą chorzy z koronawirusem.
Wzrost zakażeń koronawirusem widać nie tylko w statystykach. W jednoimiennym szpitalu zakaźnym w Zgierzu trzy tygodnie temu było 40 pacjentów - teraz jest ponad setka. A w Łodzi w ciągu miesiąca przybyło 100 procent zakażonych.
- Pacjenci skarżą się, że przez epidemię koronawirusa bardzo pogorszył się ich komfort życia - mówią w klinice leczącej marihuaną. - W kolejce, aż ponownie zaczniemy działać stacjonarnie, czekali ciężko chorzy na nowotwory i z problemami neurologicznymi.
- Z powodu wstrzymania przyjęć stan niejednego chorego się pogorszył. Zdarzali nam się pacjenci, którzy kwalifikowani byli jako stabilni, a w ostatnich tygodniach trafiali do nas już jako ostry stan - mówi dyrektor szpitala.
- Hejt na medyka? Mnie to nie dziwi. Ludzie potrzebują wroga, z którym można walczyć. Najpierw się nami zachwycali. Teraz za bardzo im się kojarzymy z koronawirusem - mówi Damian Patecki, anestezjolog z Łodzi. Klaskanie dla lekarzy i pielęgniarek się skończyło.
W dziesiątej godzinie pracy, jak człowiek lata na poziomie lamperii, a pacjent ryknie: "Rusz dupę", to może się przelać. Rozmowa z pielęgniarkami z 30-letnim stażem pracy.
W ciągu tygodnia lekarze z Łodzi i województwa zgłosili do sanepidu blisko 12 tysięcy zachorowań na grypę i infekcje grypopodobne.
Z najnowszych badań opinii publicznej wynika, że prestiż zawodu pielęgniarek rośnie. Zawód doceniają także same pielęgniarki - jest ich coraz więcej. Ale to nie wystarczy, by zapełnić pokoleniową dziurę.
Pacjent groźbę spełnił. - Co piąta nasza wizyta to atak - mówi rzecznik pogotowia ratunkowego w Łodzi.
Pacjentka onkologii - z nowotworem piersi - usłyszała, że w szpitalach brakuje preparatu, dzięki któremu można skuteczniej leczyć. W poniedziałek w łódzkim szpitalu była tylko jedna fiolka.
W Łodzi otwarty został nowy ośrodek badań klinicznych międzynarodowej sieci Synexus. - Coraz rzadziej słyszymy "nie róbcie ze mnie królika doświadczalnego". Ludzie chcą się poddawać badaniom i bywają mocno rozczarowani, gdy się do nich nie zakwalifikują - mówi dyrektor placówki.
- Lekarze nie będą masowo wypowiadać opt-outów. Paraliżu szpitali tej jesieni nie przewidujemy, ale to wcale nie oznacza, że pacjenci mogą poczuć ulgę - mówi Jan Czarnecki, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Rezydentów. W Łódzkiem tylko nieznaczna część lekarzy chciała strajkować.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.