Legenda ciężkiego rocka zagra w środę w Łodzi. Zanim usłyszycie na żywo "Iron Man", "Paranoid", czy "N.I.B.", sprawdźcie nasze zestawienie znanych i mniej znanych faktów z historii grupy.
REKLAMA
1 z 8
Zbyt biedni na idealizm
Historia Black Sabbath ma już 46 lat. Zaczyna się w Birmingham. O początkach kariery Ozzy Osbourne mówił: "Nie będę chodził na kompromisy, nie lubię zasad i ustaleń. Właśnie dlatego zacząłem grać, bo nie chciałem pracować codziennie od dziewiątej do piątej i zdychać przy jakichś maszynach, w jakiejś pieprzonej fabryce".
Razem z przyjaciółmi Tonym Iommim, Geezerem Butlerem i Billem Wardem założyli zespół, który przeszedł do historii jako pierwsza grupa heavy metalowa.
Początki nie były łatwe. Ozzy nie potrafił śpiewać, Geezer, był gitarzystą, ale nigdy wcześniej nie grał na basie, a Tony, zanim jeszcze na dobre chwycił za gitarę, pracując przy maszynie do cięcia blachy, obciął sobie dwa opuszki palców prawej ręki. Gdyby nie Django Reinhardt, gitarzysta jazzowy o cygańskim pochodzeniu grający na gitarze zaledwie dwoma palcami, nie byłoby Black Sabbath. Django zainspirował Iommiego do dalszej gry. Widząc, że jest to możliwe, Tony nie poddał się i wymyślił specjalne nakładki na palce, które do dziś pomagają mu dociskać struny gitary. Nie bez znaczenia dla niego i całego gatunku muzycznego było obniżenie stroju gitary, tak żeby struny były luźniejsze, przez co mniej bolesne w kontaktach z zniekształconymi palcami.
Pierwszy zespół - Earth - założyli w 1968 roku. Chcieli grać ciężkiego bluesa, odcinając się od hippisowskiej muzyki, ponieważ jak twierdzi Ozzy, byli zbyt biedni na idealizm. Po latach wspominał: - Nie mieliśmy wielkiego wyboru. Mogliśmy skończyć w fabryce, gangu lub w wojsku. Innej opcji nie było. Stąd aby odróżnić się od zespołów ery "flower power", śpiewali przepełnione złością opowieści rodem z horrorów. Z tym gatunkiem filmowym związana jest ich nazwa, która została zapożyczona od dzieła włoskiego reżysera Mario Bava, który nakręcił "Black Sabbath".
13 lutego 1970 roku w sklepach pojawiła się ich debiutancka płyta. Uwagę zwracała okładką, na której umieszczono ciemny, gotycki obraz z wizerunkiem kobiety stojącej w wiejskiej scenerii, spowitej w brązy i szarości. To właśnie na tym albumie w otwierającej piosence "Black Sabbath", po raz pierwszy zagrano riff oparty na trytonie, interwale, który w średniowieczu wyprowadzał z równowagi władze kościoła do tego stopnia, że używanie go było zakazane, jako "stworzonego przez diabła". Album odniósł sukces. Muzycy wkroczyli na drogę, która miała zaprowadzić ich do stania się największą formacją rockową lat 70. Płyty sprzedawały się w milionowych nakładach, a koncerty wyprzedawano do ostatniego miejsca.
Razem z sukcesem pojawiły się narkotyki, wódka i nocne imprezy. Artyści zaczęli się wypalać, tworząc coraz gorsze albumy. W końcu zespół zirytowany brakiem zaangażowania Ozzy'ego postanowił się z nim rozstać. W lata 80. Black Sabbath i Ozzy Osbourne weszli osobno. Wokół samych muzyków zaczęła tworzyć się ich własna legenda.
2 z 8
Wskakując do latryny szatana
Najwcześniej bo już na początku lat 70. przylgnęła do nich łatka satanistów. Na pierwszej płycie "Black Sabbath" w piosence "N.I.B." Ozzy udaje Lucyfera. Nic dziwnego, że zostali poproszeni przez grupę satanistów o zagranie na imprezie "Night Of Satan". Gdy odmówili, Alec Sanders, główny czarownik rzucił na nich klątwę. Ta jak zwykło przyjmować się zainspirowała muzyków do noszenia charakterystycznych krzyży, o których zrobienie, Ozzy poprosił ojca.
Incydent z Sandersem nie był ostatnim z udziałem wyznawców szatana. Podczas jednego z koncertów w Memphis, ktoś najpierw za pomocą krwi namalował w ich przebieralni krzyże, a następnie podczas koncertu wbiegł na scenę z wielkim ofiarnym nożem. Sytuacja mogła skończyć się tragicznie. Zdarzyło się również, że przed hotelem, w którym mieli nocować zebrała się grupa wiedźm, chcąca rzucić na nich klątwę.
Mimo, że Black Sabbath otwarcie odcinali się od takich powiązań, najwięcej w tym temacie do powiedzenia miał Ozzy Osbourne, który na okładce albumu"Speak Of The Devil", szczerzy się z pokrytego napisami okna, przebrany za wilkołaka trzymającego w zębach kawał mięsa. Po odszyfrowaniu okazało się, że napisy umieszczone na oknie, znaczą: "Hej! Wydawnictwo Dial-A-Demon we współpracy z firmą Graveyard ma zaszczyt przedstawić państwu rockowego wariata wskakującego do latryny szatana".
3 z 8
KOKA-cola
Członkowie Black Sabbath nadużywali narkotyków w hurtowych ilościach. We wkładce do płyty "Vol. 4" (1972 rok) zespół umieścił wyrazy wdzięczności dla swojego ulubionego środka odurzającego zażywanego podczas nagrywania płyty. Oburzające praworządnych obywateli zdanie, brzmiało "Chcieliśmy podziękować wspaniałej firmie KOKA-cola z Los Angeles".
Uzależnienie Ozzy'ego było na tyle poważne, że w końcu trafił do szpitala psychiatrycznego. Jak wspomina funkcjonował tylko dzięki kokainie, a to nie wszystko, bo przez co najmniej dwa lata codziennie zażywał z Billem LSD. We znaki dawał się im alkohol, a w przypadku Ozzy'ego również specyfiki takie jak morfina, pigułki nasenne, czy Rohypnol.
Naukowcy zaczęli zastanawiać się jak to możliwe, że człowiek, który przez 40 lat z uporem niszczy swoje zdrowie przy pomocy wszelkich dostępnych używek, wciąż żyje. Szukając sekretu długowieczności, postanowiono stworzyć mapę genomu Osbourne'a. Niestety podczas badań nie odkryto żadnego "genu Ozzy'ego", a to że udało mu się w tym roku skończy 66 lat, można przypisać obecności w jego DNA rzadko występujących genów zdradzające silny wpływ neandertalskich przodków.
4 z 8
Na cenzurowanym
Legendę Osbourne'a, którego fani zaczęli nazywać "Księciem Ciemności", podtrzymywały doniesienia z chrześcijańskich demonstracji, podczas których uczestnicy zarzucali mu praktykowanie kanibalizmu. Słynne były również jego konferencje prasowe. Podczas jednej zorganizowanej z okazji podpisania kontraktu z wytwórnią CBS, zaplanowano wypuszczenie dwóch białych gołębi będących symbolem wolności. Jeden z uczestników tamtego zdarzenia opowiadał: "Jestem w 99,9 procentach przekonany, że gołąb był żywy. Pamiętam, że podszedłem bliżej i pomyślałem sobie >>Jaki śliczny<<, gdy nagle Ozzy Osbourne odgryzł mu głowę, a krew trysnęła na podłogę".
Od Ozzy'ego wiele mogłaby nauczyć się Lady Gaga. Chociaż artystka szokowała m.in. sukienką z mięsa, to Osbourne pierwszy wniósł je na scenę, żeby w szaleńczym amoku, rzucać nim w publiczność. Ta nie była mu dłużna. Fani zasypali go na scenie martwymi żabami, wężami i kotami. Do historii przeszedł występ w Des Moines w stanie Iowa w 1981 roku, kiedy ktoś rzucił na scenę pogrążonego w letargu nietoperza, a oślepiony reflektorami Ozzy, podniósł go i myśląc, że jest z gumy spróbował odgryźć mu głowę. Nim tak się stało zwierzak zdążył go dotkliwie pokąsać.
W tym czasie Ozzy miał coraz większe problemy z alkoholem. W San Antonio w stroju żony udał się na poszukiwanie alkoholu. Zmęczony wędrówką postanowił oddać mocz na ścianę, obok której przechodził. Jak się potem okazało był to pomnik ku czci poległych w XVIII wieku żołnierzy. Sam Ozzy za wybryk został ukarany zakazem wjazdu do Teksasu przez kolejne 10 lat. Media ogłosiły Ozzy'ego prowodyrem samobójstw, których dopuściło się kilku jego wielbicieli. Jako dowód wymieniano piosenkę "Sucidal Solution", w której artysta miał zachęcać ich do zastrzelenia się.
5 z 8
Niemodny dinozaur?
Ozzy coraz bardziej oddala się od legendy. Pod koniec lat 90. po tym jak odmówiono mu występu na festiwalu Lollapalooza, gdzie został spławiony jako niemodny już dinozaur, stał się twarzą własnej imprezy - Ozzfestu. A na początku nowego tysiąclecia fani mogli oglądać go w emitowanym przez MTV reality show "Rodzina Osbourne'ów".
Tam pokazał swoją nową twarz. Kręcił się po domu starczym krokiem w za dużym luźnym ubraniu, ciągle bawiąc się gigantycznym telewizorem lub innymi nowinkami technologicznymi. Program cieszył się ogromną popularnością, a sam Ozzy awansował do grona współczesnych celebrytów.
Książę Ciemności został zaproszony na 88 Doroczne Spotkanie Stowarzyszenia Korespondentów Białego Domu w Waszyngtonie, gdzie George W. Bush powiedział o nim: "Jeśli chodzi o Ozzy'ego, to zrobił on dużo przebojowych nagrań. Ozzy, Mama kocha twoje kawałki". Jeszcze w tym samym roku Osbourne i Iommi wystąpili na Złotym Jubileuszu Jej Królewskiej Mości Elżbiety II w ogrodzie pałacu Buckingham. Po udanym koncercie zawiedzeni książęta: Wilhelm i Karol zapytali się gwiazd o to dlaczego nie zagrali piosenki "Black Sabbath"?
6 z 8
Nie stracić okazji, czyli jak doszło do powstania "13"
- Mogę tylko wyrazić nadzieje, że będzie [mowa o nowej płycie - przyp. red.]. Nie mogę jednak zadeklarować, że ją ukończymy, bo z Black Sabbath nic nie jest pewne. Myślę, że wszyscy chcą, by ta płyta powstała. Rzecz w tym by znaleźć odpowiedni moment, kiedy będziemy dostępni - na początku nowego tysiąclecia w wywiadzie dla magazynu "Teraz Rock" mówił Tony Iommi.
Oczekiwania fanów nie były bezpodstawne. W 1997 roku za sprawą Sharon Osbourne i wymyślonego przez nią Ozzfestu udało się zjednoczyć zespół, żeby podczas finału imprezy dali godzinny występ. W składzie obok Tony'ego Iommiego (gitara), Ozzy'ego Osbourne'a (wokal) i Geezera Butlera (basista) zabrakło Billa Warda (perkusja).
Apetyt na płytę zaostrzył wydany w 1998 roku koncertowy album "Reunion". Chociaż był to tylko zapis występu w Birmingham, na płycie pojawiły się dwie premierowe kompozycje "Psycho Man" i "Selling My Soul". Obie przekonały, że muzycy ciągle są w stanie razem nagrywać. Zaplanowano trasę koncertową i przymiarki do wydania albumu. Ze względu na solową karierę Ozzy'ego i kolejną edycję Ozzfestu wprowadzono zastrzeżenie, że prace nad albumem rozpoczną się nie wcześniej niż w październiku 1998 roku.
Gdy wszystko było już dogadane Bill Ward dostał ataku serca, który wykluczył go z trasy koncertowej i uciął wszelkie dyskusje na temat nowej płyty.
Dopiero w "Guitar World" w 2001 roku Tony Iommi wyznał, że spotkali się by wspólnie popracować. Powstałe wtedy szkice utworów przedstawiono Rickowi Rubinowi, jednemu z najlepszych producentów muzycznych na świecie. Wszystko się posypało, gdy Ozzy zajął się realizacją reality show "Rodzina Osbourne'ów". W międzyczasie rozpoczął się spór sądowy między Iommim i Osbournem o prawa do nazwy Black Sabbath. Ten drugi walczył o 50 procent udziałów w zyskach zespołu, niezależnie od tego kto będzie w nim śpiewał. Ostatecznie panowie, a w zasadzie ich menagerowie, bo jeśli wierzyć Osbourne'owi przez cały ten czas, żył z Tonym w dobrych relacjach, doszli do porozumienia.
Muzycy skupili się na własnych projektach. Korzystając z okazji Iommi i Butler reaktywowali skład z początku lat 80. (dołączyli do nich Ronnie James Dio, drugi najbardziej znany po Ozzym wokalista Black Sabbath i Vinny Appice, perkusista). Tym razem jako Heaven & Hell wydali album "The Devil You Know" (2009 rok) i dwie płyty koncertowe z 2007 i 2010 roku.
Plotki o ponownym zjednoczeniu Black Sabbath pojawiły się dopiero w 2010 roku po śmierci Dio. Wciąż jednak wszystko pozostawało w sferze domysłów. Zmienić to miała konferencja zaplanowana na 11 listopada 2011 roku (11.11.11 r.).
- Jeśli nie nagrasz płyty, kiedy trzeba, możesz stracić okazję - mówił Ozzy, który tego dnia razem z resztą grupy zadeklarował, że nagrają album. Pierwszy w tym składzie od "Never Say Die!" z 1978 roku!
Jednak jak to zwykle bywa w przypadku Black Sabbath, nic nigdy nie jest do końca pewne. Niespełna miesiąc po konferencji u Iommiego wykryto wczesne stadium nowotworu - chłoniaka. Gitarzysta poddał się leczeniu. Ozzy zakomunikował: "Powiedziałem Tony'emu, że jeśli umrze, to go zabiję".
Leczenie obejmujące chemio i radioterapię, nie przeszkodziło w zbieraniu pomysłów na nowy album. Do przebywającego w Anglii Iommiego, przylecieli z Stanów Zjednoczonych Geezer i Ozzy. A do klasycznego składu Sabbath znowu zabrakło Warda. Muzykom w Anglii to nie przeszkadzało, bo jak twierdzili, nie chcieli odkładać w czasie nagrywania nowej płyty, a przy Iommim było można uzależnić sesje od jego samopoczucia.
Jak wynika jednak ze słów Warda wszystkiemu były winne pieniądze. Koledzy mieli mu zaproponować kontrakt, który ostatecznie zakładał, że perkusista będzie występował za darmo. Gdy rozpoczęło się publiczne wyciąganie brudów, Ozzy zdradził, że największym problemem, zresztą nie po raz pierwszy, była kondycja Billa. Podobno perkusista nie potrafił zapamiętać utworów i rozpisywał je na irytujących resztę karteczkach, porozklejanych na zestawie perkusyjnym.
Ostatecznie do sesji przystąpili Iommi, Osbourne, Butler i Brad Wilk, bębniarz Rage Against The Machine i Audioslave zaproponowany przez Ricka Rubina. Ten chcąc, żeby Black Sabbath zachowało świeżość charakterystyczną dla ich pierwszych albumów, zarządził nagrywanie na setkę jednego utworu dziennie. 13 czerwca 2013 roku ukazała się płyta "13". Zespół ruszył w trasę. I niespełna po czterech koncertach został zmuszony do uwiecznienia jej na dvd "Live... Gathered In Their Mases".
- Nie wiem, dlaczego wydawcy postanowili zrobić to tak szybko. Jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy, to taki, że obawiali się, że któryś z nas umrze przed końcem trasy - mówił Butler.
7 z 8
Recenzje "13", czyli Black Sabbath jest jak Jan Sebastian Bach
"13" to powrót do czasów, gdy Sabbath dopiero ustalał metalowe kanony. [...] Dlatego prawdziwą wartością tej płyty nie jest jakieś nowatorstwo premierowych nagrań, lecz raczej kontekst, jaki otwierają. "13" pokazuje historyczne znaczenie Black Sabbath i przypomina, jak mocno wpłynęli na gatunki święcące triumfy po dziś dzień. To pierwsze jest już od dawna ustalone, to drugie wciąż ciężko przecenić. Zespołu, który na koncie ma tak klasyczne utwory, jak "Paranoid", "Iron Man" czy "War Pigs", nie można sprowadzać do roli spiżowego pomnika. Black Sabbath jest jak Jan Sebastian Bach - inspiruje non stop.
Robert Sankowski, Gazeta Wyborcza
Sabbath wrócił z kolejnym klasycznym albumem w dorobku. Oczywiście "13" nie jest, ale i nie mógłby być rewolucyjny czy innowatorski, takie płyty grupa już proponowała - czterdzieści lat temu. Musiał za to mieć dobre melodie, odpowiedni klimat i być w tym wszystkim różnorodny. A taki opis pasuje już do pierwszego utworu. [...] Album "13" to genialne zamknięcie dyskografii Sabbath. Chyba, że stałby się nowym otwarciem...
Jordan Babula, Teraz Rock
To po prostu nie mogło się udać. Takie powroty zwyczajnie nie wychodzą, kończy się na odgrzewanym kotlecie, który smakuje wyłącznie garstce sentymentalnych fanów, pozostałych przyprawiając w najlepszym razie o uśmiech politowania. Sęk w tym, że się udało. Black Sabbath wracają w wielkim stylu i - mimo iż dopiero czerwiec - nie pozostawiają żadnych złudzeń: płytą A.D. 2013 jest album zatytułowany? "13".
Maciej Kancerek, CGM.pl
8 z 8
Impact Festival
Jak już zostało ukazane w ubiegłym roku, 13 czerwca, premierę miał pierwszy od 35 lat album Black Sabbath, w którym za mikrofonem stanął Ozzy Osbourne. Płyta stała się pretekstem do rozpoczęcia światowej trasy koncertowej. Jej koniec zaplanowano 4 lipca 2014 roku w londyńskim Hyde Parku. Wypowiedzi muzyków wskazują, że może to być ostatni koncert w historii zespołu.
Polscy fani nie mają jednak powodu do zmartwienia. W najbliższą środę legenda heavy metalu wystąpi w łódzkiej Atlas Arenie. Będzie gwiazdą pierwszego dnia festiwalu Impact.
W tym roku festiwal Impact przeniósł się z warszawskiego lotniska Bemowo do łódzkiej Atlas Areny. Jeśli wierzyć zapowiedziom impreza będzie gościć w Łodzi przez co najmniej trzy lata. Oprócz Black Sabbath jako gwiazda drugiego dnia (czwartek, 12 czerwca, godz. 21.30) wystąpi Aerosmith. Ich muzyka to kwintesencja amerykańskiego rocka oparta na charakterystycznej mieszance hard rocka i bluesa. Sprzedali ponad 150 milionów płyt na całym świecie. W Polsce ostatni raz zagrali 20 lat temu.
Oprócz nich w Atlas Arenie zaprezentuje się jeszcze amerykańska grupa Alter Bridge (czwartek, godz. 19.45). W ubiegłym roku wydali czwarty w dorobku album "Fortress". W ich twórczości można doszukiwać się zarówno inspiracji muzyką lat 70. jak i post grunge'owych korzeni. Duff McKagan z Guns N' Roses przedstawi swój nowy projekt Walking Papers (czwartek, godz. 18.30).
W Łodzi zagrają także Reignwolf (środa, godz. 19.45), Skillet (środa, godz. 15.50) i The Treatment (czwartek, godz. 15.50). Oraz Polska reprezentacja Cochise (środa, godz. 14.50) , Alegorya (czwartek, godz. 14.50) i zespoły wybrane w plebiscycie Antyfest.
Przez dwa dni teren wokół Atlas Areny zmieni się w ogromne miasteczko festiwalowe (Jego bramy będą otwierane o godz. 13). Będzie w nim można zobaczyć prace Briana Griffina, autora okładek albumów m.in. Depeche Mode i The Clash, spotkać się z najlepszymi łódzkimi tatuatorami, pograć na gitarach, zobaczyć mural tworzony na żywo, czy wziąć udział w zlocie Harleyowców.
Nie ma już biletów na koncert Black Sabbath. Za te na drugi dzień zapłacimy od 298 do 440 zł. Każdego dnia, dla osób bez biletów na koncerty gwiazd, będą sprzedawane specjalne umożliwiające wejście na teren festiwalu za 10 zł. W ich cenie usłyszymy koncerty m.in. Skillet i The Treatment.
Wszystkie komentarze