Niejeden łodzianin zdarł zelówki w Kaskadzie, lokalu gastronomicznym przy ul. Narutowicza rozświetlonym charakterystycznym neonem z dwiema lampkami szampana.
Kaskada powstała na początku lat 70. Na jednej z belek konstrukcyjnych stropu do dziś widnieje data - kwiecień 1971 roku. Przez lata to tutaj toczyło się wieczorne i nocne życie Łodzi. Dzisiaj budynkowi niewiele zostało z dawnej świetności. Ale są ludzie, których to miejsce wciąż urzeka.
Witek Kujawa i Janek Malkiewicz członkami klubu piwowara w łódzkiej firmie Ericpol zostali krótko po jego powołaniu, cztery lata temu. Witek był tam programistą. Janek - rzecznikiem prasowym.
- Informatycy wpadli na pomysł, by założyć klub piwowara. Czyli nie takich osób, co piją piwo, ale takich, którzy je warzą - mówi Janek. Przy czym sam przyznaje, że nie zna się na warzeniu. Woli koncentrować się na konsumpcji.
Początkującym piwowarom może wydawać się, że warzenie piwa to prosta sprawa. W sklepach można kupić koncentrat w puszkach, z którego piwo da się zrobić dość łatwo. Tyle że nie ma się wpływu na smak i wygląd takiego trunku. Prawdziwa zabawa zaczyna się, kiedy piwowar sam musi dobierać proporcje składników, odpowiednią ilość słodu, właściwą temperaturę i wiele innych elementów, które potem składają się na smak.
Witek: - Pamiętam moje pierwsze piwo, wyszło 40 butelek. Zostawiłem je u ojca w piwnicy. Nikt ich nie ruszał, bo trunek nie był wspaniały. Ale po pół roku ojciec odkurzył butelki i okazało się, że jest bardzo dobre. Piwa nie można popędzać.
Klub piwowara Ericpola działał prężnie. Brał udział w pokazach i prezentacjach, wystawiał się na festiwalach piwa. Przed jedną z Gwiazdek marketing firmy wpadł na pomysł, by ważnym klientom nie kupować, jak co roku, symbolicznego prezentu. Postanowili wysłać im po butelce piwa nawarzonego przez ludzi z firmy. Butelki zapakowane w eleganckie pudełka i wyściełane trocinami rozjechały się do klientów Ericpola. A ci rozsiani są po całym globie. I Jan Smela, właściciel firmy, zaczął odbierać telefony.
- Ludzie z przeróżnych zakątków świata dzwonili z gratulacjami. Mówili, że piwo jest świetne. Niektórzy chcieli dokupić po kilka skrzynek - wspomina Janek.
Klubopiwiarnia w Kaskadzie. Browar w centrum Łodzi
Którejś soboty Janek z rodziną wracał z zakupów w markecie. Właśnie szedł do auta z siatkami w rękach, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis "Prezes". Janek odebrał. - Panie Janku - usłyszał. - Tak sobie myślę, że może to piwo zaczęlibyście warzyć tak bardziej komercyjnie.
Musiała upłynąć dłuższa chwila, by do Janka dotarło, że Prezes właśnie zaproponował mu wspólne otworzenie browaru.
Warzenie piwa w klubie to zabawa. Od tego do komercyjnej produkcji daleka droga. Najpierw zaczęło się sprawdzanie, czy to w ogóle możliwe. Analizowanie prawnych aspektów takiego przedsięwzięcia.
Potem przyszedł czas na zastanawianie się, co sprzedawać? Jakie piwa warzyć? Ile rodzajów? Jak dużo? Ile powinny leżakować? Skąd brać składniki?
Witek: - Doskonale wiemy, że sami byśmy sobie z tym nie poradzili. Sprzęt zamówiliśmy w Czechach. Nawiązaliśmy z nimi bliską współpracę. Będą nam pomagali na początku. Najpierw pojadę tam na miesięczną praktykę. Potem oni przyjadą tutaj na trzy miesiące i będą nam wszystko pokazywali. Piwowar, który opiekuje się nami, ma 40-letnie doświadczenie w tej branży.
Panowie zapewniają, że nie chcą kopiować Czechów. Mają swoje własne, sprawdzone receptury. Piwa według nich robione smakują im i ich znajomym. I właśnie takie chcą robić w Łodzi.
Kiedy już wiadomo było, że stworzenie browaru w oparciu o wiedzę Klubu Piwowara jest możliwe, zaczęło się szukanie odpowiedniego lokalu. Zanim to jednak nastąpiło Janek, Prezes i Witek zadali sobie pytanie, gdzie otwierać ten biznes. Dwaj pierwsi mieszkają w Krakowie. Trzeci jest rodowitym łodzianinem.
Janek: - Prezes szczerze wierzy, że Łódź się odradza. Kraków żyje głównie z turystów. Kilka takich browarów już tam jest. W Krakowie wszystko jest zafałszowane przez turystów. Co roku przyjeżdża ich tam 11 milionów. Można robić bardzo złe piwo i być blisko rynku. W Łodzi koszty prowadzenia biznesu są niższe o 30 procent. To bardzo fajne miasto.
Teraz trzeba było tylko znaleźć lokal. To też nie jest takie łatwe, jak się wydaje. Przyszli piwowarzy przymierzali się do kilkunastu propozycji. Na początku celowali oczywiście w Piotrkowską, ale tam wybór jest ograniczony. Z sześciu miejsc, jakie próbowali, w każdym było coś nie tak. A to był za mały, a to stropy nie wytrzymałyby obciążenia, a to nie mogli się dogadać biznesowo. Gdy wydawało się, że właśnie z powodu lokalu nic z tego nie będzie, na tapecie pojawiła się Kaskada. Okazało się, że jest do wzięcia ponad 800-metrowe pomieszczenie na parterze. Pasowało idealnie. Dawniej przecież też tam była gastronomia.
Janek: - Zadzwoniłem do Prezesa, że mamy nowy lokal. Bałem się, że pogoni nas z tą propozycją. Powiedział: "Panie Janku. Myśmy w Kaskadzie z kumplami zdarli zelówki. Zgadzam się".
Zaczęło się liczenie pieniędzy. Browar ma się nazywać Klubopiwiarnia. Nie będzie wielki, ale i tak doprowadzenie lokalu i kupienie odpowiedniego sprzętu kosztuje fortunę.
Janek: - Przy takich inwestycjach zawsze tak jest, że szacujesz koszty. Potem robisz przetarg i okazuje się, że najniższa oferta jest trzy razy droższa niż zakładałeś. A i tak do tego musisz doliczyć jakieś 20 proc. na nieprzewidziane sytuacje. Tak nam wyszło 3 mln zł.
Dla Prezesa zapewne to nie są wielkie pieniądze. Niedawno firmę od niego kupił szwedzki potentat - Ericsson. Kwota transakcji nie została podana do publicznej wiadomości, ale na pewno nie były to grosze. Sam budynek przy Sienkiewicza w Łodzi kosztował blisko 40 milionów euro. Firma ma jeszcze nieruchomość przy Targowej i Dowborczyków. Podobnie jest w Krakowie.
Jasnym było, że ani Witek, ani Janek nie są w stanie udźwignąć nawet niewielkiej części takiej inwestycji. A Prezes zachował się jak klasyczny anioł biznesu - kazał im wyłożyć własne pieniądze. Kwoty były jednak w ich zasięgu. W zamian dostali spore udziały w nowym przedsięwzięciu.
Janek: - Prezes powiedział, że jeśli się wywalimy, to nas też musi to zaboleć.
Na pytanie, czy się nie boją, Janek i Witek odpowiadają zgodnie: - Nie śpimy po nocach.
Zwolnili się z Ericpola. Teraz koncentrują się tylko na Klubopiwiarni. Od kwietnia trwa remont. Na początku przyszłego roku wszystko powinno być gotowe. Projekt wystroju wnętrza jest już przygotowany. Trwają prace nad zagospodarowaniem ogromnego, 300-metrowego tarasu.
Gdy zaczynali przygodę z Klubopiwiarnią, Witek miał małe dziecko. W międzyczasie urodziły mu się bliźniaki.
Janek ma zapisane w kontrakcie, że musi przeprowadzić się do Łodzi, by na miejscu pilnować biznesu.
Łódź na starych zdjęciach. Czy poznajesz te miejsca? [QUIZ]
Jeśli chciałbyś nas zainteresować ciekawym tematem, pisz na: listy@lodz.agora.pl
Wszystkie komentarze