W ostatnią sobotę - 16 stycznia - w mieszkaniu znajdującym się na parterze przy ulicy Julianowskiej wybuchł pożar. - Dym był tak wielki, że aż nogi się pode mną ugięły - opowiada mieszkanka pobliskiego bloku, która całe zdarzenie obserwowała z balkonu.
- Ogień był potężny. W akcji gaśniczo-ratunkowej brało udział 17 strażaków z siedmiu zastępów - informuje mł. kpt. Łukasz Górczyński z Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi.
W lokalu mieszkała 80-letnia pani Pelagia. Mł. kpt. Górczyński mówi, że seniorka sama wyszła z mieszkania jeszcze przed przyjazdem strażaków. - Trafiła do szpitala z rozległymi oparzeniami. Poza nią poszkodowanymi byli także jej sąsiadka oraz pomagający w interwencji policjant, którzy nawdychali się dymu i potrzebowali pomocy medycznej - mówi strażak i dodaje: - Mieszkanie zostało całkowicie spalone. Przyczyną pożaru było zaprószenie ognia, jednak według naszych ustaleń nie pochodziło ono z żadnego urządzenia czy instalacji elektrycznej.
Kobieta została przetransportowana do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Oparzenia seniorki są rozległe. Poparzonych zostało 25 proc. ciała. W najbliższym czasie kobieta ma przejść zabieg przeszczepu skóry. - Stan na szczęście na tyle się poprawia, że będzie mogła wrócić do domu. Tylko gdzie jest ten dom? Ze starego nie zostało nic - opowiada sąsiadka.
- Mieszkam niedaleko. Gdy zorientowałam się, że płonie mieszkanie starszej, samotnie mieszkającej pani, razem z sąsiadką poszłyśmy na miejsce. Chciałyśmy się dowiedzieć, czy rodzina pani Pelagii wie, co się stało. Zaczęłyśmy chodzić po sąsiadach i pytać, czy ktoś ma kontakt do krewnych starszej pani - opowiada inna sąsiadka Laura Mitruk, która mieszka niedaleko. Sąsiadom udało się zawiadomić syna kobiety, który mieszka w innym miejscu Polski. Szybko okazało się też, że mieszkanie nie było ubezpieczone.
- Jak zobaczyłam to mieszkanie, to się po prostu rozpłakałam. Wszystko jest doszczętnie zniszczone - opowiada pani Laura i mówi, że ludzie zaczęli wychodzić przed budynek i bardzo szybko pojawiły się deklaracje pomocy. Okazało się, że w bloku mieszka pan, który zna się na remontach, parę numerów dalej elektryk. Inni mówili, że mogliby coś kupić lub oddać: łóżko w świetnym stanie, komplet garnków, nieodpakowaną jeszcze pościel, fotel, a nawet lodówkę.
Osób chcących pomóc i takich, których los starszej pani poruszył, było tak dużo, że sąsiadki postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce i skoordynować pomoc. Na Facebooku powstała grupa dyskusyjna "Pomoc dla Pani z pożaru Julianowska", w której o różnych formach wsparcia rozmawia już 190 internautów, głównie mieszkańców Osiedla Jagiełły.
- Ten pozytywny odzew bardzo mnie zaskoczył. W Łodzi jest bardzo dużo dobrych serc. Na ten moment mamy już zebrane czy obiecane wszystkie potrzebne meble i sprzęty gospodarstwa domowego. Został nam tylko remont - mówi pani Laura.
Sąsiedzi, po rozmowie z synem pani Pelagii, uruchomili internetową zbiórkę pieniędzy. Wyliczyli, że potrzeba ok. 20 tys. złotych. - Jestem w kontakcie z sąsiadem elektrykiem, który za darmo pomoże nam założyć instalację elektryczną. Materiały wstępnie wycenił na ok. 3 tys. zł. Potrzebne będzie też zaangażowanie firmy, która zajmie się ozonowaniem mieszkania. To kosztuje ok. 6 tys. zł. Sporo materiałów remontowych zostanie przekazanych przez sąsiadów, ale na pewno trzeba będzie położyć od nowa podłogi, wyremontować ściany. Według naszych obliczeń 20 tys. zł wystarczy, aby przygotować mieszkanie na powrót pani Pelagii - mówi pani Laura i dodaje: - Trzymamy za naszą sąsiadkę kciuki, żeby szybko wróciła do zdrowia. W tym czasie my działamy i bardzo się cieszymy, że udało nam się znaleźć ludzi, którzy chcą poświęcić swój czas i umiejętności. Brakuje nam tylko pieniędzy.
Pan Andrzej, syn pani Pelagii, przekazał nam, że mama czuje się lepiej. - Jestem wzruszony tym, co robią dla niej sąsiedzi. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie oni - mówi.
Osoby, które chciałyby wesprzeć remont mieszkania pani Pelagii, mogą to zrobić, biorąc udział w zbiórce, która jest dostępna TUTAJ.
Wszystkie komentarze