Chcesz dostawać mailem serwis z najważniejszymi informacjami z Łodzi? Zapisz się na nasz bezpłatny newsletter.
Tak opowiada o swoich koncertach Robert Łaguniak, muzyk, skrzypek, student IV roku w klasie skrzypiec Akademii Muzycznej w Łodzi.
2019 rok to trzy najważniejsze dla niego konkursy. Był jedynym uczestnikiem z Polski na V Międzynarodowym Konkursie im. Karola Lipińskiego w Toruniu. Zajął drugie miejsce. Chwilę wcześniej w duecie z Martą Gidaszewską wystąpił w Rzeszowie na Konkursie Muzyki Polskiej. – Byliśmy najmłodsi, jako duet konkurowaliśmy z większymi zespołami, ale wygraliśmy – mówi. A potem zgarnęli pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Konkursie Zespołów Kameralnych im. Rubinsteina w Düsseldorfie.
Trzy lata wcześniej był też najmłodszym uczestnikiem w Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. Wieniawskiego. Doszedł do półfinału. – I musiałem zrezygnować, miałem kontuzję lewej ręki. Przećwiczyłem się. Może doszedłbym do finału, może nie, nie wiadomo – mówi.
Jego Mount Everest jest jednak gdzie indziej.
– Życie z grania to moje marzenie, czyli stabilizacja i przygoda, bo granie koncertów jest czymś niesamowitym – przyznaje.
Gra niemal 20 lat, zaczął w przedszkolu, gdy miał pięć lat. Początki były standardowe, na rytmice pani zauważyła, że ma wyjątkowe zdolności i powinien rozwijać się muzycznie. Dostał do wyboru pianino i skrzypce. Wybrał skrzypce, bo jak mówi, mają nieograniczone możliwości formułowania dźwięku.
– Potem wszyscy mówili, że nie wolno zmarnować mojego talentu, że trzeba jeździć na konkursy i jeździliśmy. Wiele razy myślałem, czy ja się do tego nadaję, czy to jest to, czego chcę, zwłaszcza gdy patrzyłem na konkurencję, a ta jest ogromna. Był moment, gdy myślałem, że gram, bo rodzice tego chcą, że to nie jest moje, ale miłość do muzyki wygrała. Poszedłem w to. Po kryzysach zawsze wracam do skrzypiec i wtedy dochodzi do mnie, że to jest to, co naprawdę kocham – wspomina.
Gra na skrzypcach z 1911 roku, bo skrzypce jak wino, tłumaczy, im starsze, tym lepsze. Instrument kupił za pieniądze ze stypendium.
– Nie mam zbyt zamożnych rodziców, więc trzeba mieć jak najwięcej osiągnięć, żeby dostawać stypendia – opowiada.
Miał osiem lat, gdy pojechał na swój pierwszy konkurs skrzypcowy – w Sieradzu, konkurs regionalny. Dostał od razu grand prix. W sumie był na prawie 80 konkursach. Uczył się najpierw w szkole muzycznej w Pabianicach, potem wyjechał do Poznania do ogólnokształcącej szkoły muzycznej z internatem. Do Łodzi wrócił na studia. Poznania nie zostawia, bo chce tam robić doktorat.
– W zawodzie muzyka każdy może budować swoją karierę inaczej. Ja chcę być niezależny, jeśli chodzi o granie. Ciągnie mnie do grania z ludźmi, w zespołach kameralnych, triach, duetach. Nie kręci mnie orkiestra, bo trzeba się podporządkować. Lubię mówić to, co myślę, jeśli chodzi o granie i chcę rozwijać swój głos w tym, co robię. Ważne, żeby mieć coś, co jest wyróżniające. Zwłaszcza w muzyce klasycznej, gdzie każdy gra to samo – tłumaczy.
W zawodzie muzyka nigdy nic nie wiadomo. Ile będzie koncertów, czy będzie praca. Ale tego się nie boi. Tak jak tego, że ćwiczyć będzie musiał aż do emerytury. – Nie ma przepisu na sukces. Wszystko zależy od tego, jak reagujemy na to, co nam życie da.
Jedyne czego się boję to oczekiwań. Jeśli wyjdę i zagram poniżej swojego poziomu, to od razu wieść się rozniesie, bo to mały świat. Muszę cały czas udowadniać, że jestem dobry – opowiada.
Na razie w kalendarzu na 2020 rok ma już 14 koncertów, w Polsce i za granicą.
– Praca nad utworem, granie to jest coś, co uwielbiam. Ćwiczę cztery, pięć godzin dziennie, ale w wakacje zdarza mi się nie grać przez kilka tygodni, nigdy nie potrafiłem być systematyczny – stwierdza.
Gdy nie gra, odpoczywa, też przy muzyce. John Mayer, Eric Clapton, Buddy Guy, Miles Davis są u niego na stałej liście. – Nad życie i od zawsze kocham Beatlesów – przyznaje. Tak samo jak „Gwiezdne wojny”, „Harry'ego Pottera”, „Władcę Pierścieni”. Ulubionym reżyserem jest Christopher Nolan.
– Nie byłem i nie jestem z tych, którzy ćwiczą cały czas. Korzystam z życia. Ktoś mi kiedyś pięknie powiedział, że o czymś trzeba grać, a żeby mieć o czym grać, to trzeba dużo przeżyć i dużo emocji poczuć. Jesteśmy trochę jak aktorzy. Grając utwór, jeśli mamy trafić do słuchacza, to trzeba oddać język emocji, bo muzyka jest językiem emocji. To nie są tylko dźwięki. Chodzi o to, co jest pomiędzy dźwiękami, tego też szuka publiczność. Mogę się czuć najgorzej, ale muszę wyjść i zagrać wesołą, skoczną muzykę Mozarta. Trzeba przełknąć to, wzbić się ponad siebie.
Partnerami „Wioseł Kultury” są: Clariant (partner strategiczny), Rossmann, Uniwersytet Łódzki i Veolia.
Materiał promocyjny partnera
Materiał promocyjny partnera
Wszystkie komentarze