Tacy jak ja, wychowani na Dąbrowie w latach 80. i na początku 90., wspominają to miejsce z sentymentem. Jeździło się tam najczęściej z kumplami na rowerach. Potem był wybór - albo bawimy się na małym mostku i przeskakujemy przez wodę, albo wybieramy rowery lub kajaki. Przy przystani był też mały sklepik z lodami i oranżadą. Gdy byliśmy już starsi, kupowaliśmy piwo i piliśmy nad wodą. Idealny widok mieliśmy wtedy, gdy niedaleko od brzegu - na polance - opalała się któraś z ładniejszych koleżanek z osiedla. Bywało, że graliśmy w piłkę na jednym z trawników wokół stawu, ganialiśmy się na rowerach albo podciągaliśmy na drążkach na polanie. W niedzielę wracaliśmy tu z rodzicami na spacer - kółko lub dwa wokół stawu.
Gdy już dorośliśmy i zdarzało się tam wrócić, już nie było tak pięknie, jak w dzieciństwie - brudna woda, zaniedbane trawniki, zniszczona infrastruktura. Przykro było patrzeć.
Wszystkie komentarze
Za ortografię