Maciej Maleńczuk w wywiadzie udzielonym 'Gazecie Wyborczej': 'Poza tym przecież jazz wyszedł z dancingu, a nawet z burdelu. Nowy Orlean to był jeden wielki dancing. Pierwsi jazzmani nie byli żadnymi intelektualistami, byli półanalfabetami, którzy dorwali się do dobrze nastrojonych instrumentów i grali na nich niesforną muzykę. Później ta niesforność w jazzie zanikła. A jazz powinien być niegrzeczny, hałaśliwy i zaskakujący. Zatem, skoro mogę zagrać jakiś numer elektroniczny, czemu nie wolno mi się raz wygłupić i sięgnąć też po coś wesolutkiego? Płyta jest kolorowa, numery bardzo się od siebie różnią. Na koncertach nie jest nudno, prowadzę żywą konferansjerkę, poza tym uzbierało się kilka piosenek - praktycznie co trzeci wykonywany na koncertach numer jest śpiewany. Wygląda na to, że cały ten projekt na obecnym etapie mojego życia to chyba jedyny patent, abym jeszcze poczuł coś takiego jak rozwój. I to jest dla mnie istotne'.
Wszystkie komentarze