Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl
Runda 5, decydująca: SMAK
I to, co najważniejsze: jedzenie. Naleśniki z Manekina mają swoich wiernych wyznawców. Ja jestem fanką zupy grzybowej serwowanej w chlebie i kremu z brokułów. Lubię też tutejsze sałatki serwowane z ciepłym pieczywem i masłem ziołowym. Zawsze najadam się tutejszymi porcjami, bez nadmiernego obciążania budżetu. Za spory obiad z napojem trzeba zapłacić ok. 20 zł.
W Pozytyvce można zamówić wersję naleśników z mąki razowej - ciekawa opcja, odróżniająca tę naleśnikarnię od sąsiada z 6 Sierpnia. Sposób podania naleśników jest niemalże identyczny, smak - bardzo zbliżony. Są mocniejsze i słabsze propozycje, podobnie jak w Manekinie.
Ciekawą przystawką jest smażony w migdałowej panierce camembert podawany nie jak zazwyczaj z żurawiną, ale z malinami.
Niestety sałatka z kurczakiem z Pozytyvki wypadła dużo gorzej niż jej odpowiednik z Manekina. Również była podana z pieczywem - nieco zeschniętymi kawałkami bagietki i masłem tak twardym, że nie dało się go rozsmarować. I to, co naprawdę zabolało (moją duszę i żołądek) - sos do sałatki był niczym innym jak gotowcem z proszku o smaku ''zioła ogrodowe''. Po restauracji, nawet jeśli jest niedrogą naleśnikarnią, wymagam ciut więcej.
Długo zastanawiałam się, komu przyznać decydujący punkt, bo oba miejsca dobrze sprawdzą się na niezobowiązujący obiad lub kolację ze znajomymi. Menu jest podobne, niektóre propozycje są lepsze w Pozytyvce, niektóre w Manekinie. Jednak sztuczny sos do sałatki z Pozytyvki przeważył szalę na korzyść Manekina.
Manekin - Pozytyvka 3:2
Wszystkie komentarze