Poświęcić wódkę
W zapomnianej powieści ''Kamienica wielkiego miasta'' Władysław Pawlak opisuje życie łódzkiego proletariatu w latach 30. XX wieku. Rytm ich życia - tak jak czynili to ich dziadkowie mieszkający jeszcze w pobliskich wsiach - toczy się według kalendarza świąt religijnych. Wśród nich także Wielkanocy. W skromnym mieszkaniu państwa Kurpików ''pośrodku stołu stał biały baranek z chorągiewką, przy nim sól i pieprz, chrzan tarty. Na jednym rogu leżał placek, a na drugim na półmisku szynka. Między szynką a babką chleb karbowany, a między plackiem i cielęciną kiełbasa z jajkami. Dzieci obchodziły stół wokoło, połykały śliny, palce same się wyciągały, by skubnąć szynkę lub rodzynek z placka, ale że był post, więc spojrzały na obraz Matki Bożej albo Pana Jezusa, cofały dłonie''.
W robotniczym środowisku opisywanym przez Pawlaka nie chodziło się do kościoła, by poświęcić potrawy, ale to ksiądz odwiedzał parafian. Sąsiedzi z każdego piętra znosili jedzenie do jednego z mieszkań. Pisanek, kiełbas i bab cukrowanych było tak dużo, że trzeba było dostawiać stoły. ''Nie byle jak, a w należytym porządku wszystko rozmieścili, przybrali stoły borówkami, nawet w serwety powpinali i gdy naszykowali biały talerz ze święconą wodą i kropidłem, a drugi kwiecisty na ofiary i gdy na samym końcu Kamiński przyniósł karafkę z wódką i postawił tak, ze wypadała, jakby stała po środku trzech stołów, oczekiwali księdza'' - pisze łódzki pisarz.
W Niedzielę Wielkanocną, gdy zaczynało dnieć, ''wystrzały wiwatowe wzmagały się z każdą minutą, budząc przedwcześnie ludzi na Rezurekcję''. Sąsiedzi, którzy się zbudzili, stukali do drzwi tych o mocniejszym śnie, po czym wszyscy kierowali się do kościoła. Wraz z upływem czasu ''wystrzały stawały się coraz częstsze i gwałtowniejsze i coraz więcej ludzi spieszyło do świątyń. W pobliżu katedry szli już taką ciżbą, jak pośród południa w najruchliwszym punkcie miasta''.
Wszystkie komentarze