Śmierć Dominiki
- Jestem zobowiązany wyjaśnić dokładnie, gdzie popełniono błąd, kto błąd popełnił, i przykładnie ukarać tych, którzy błąd popełnili - mówił 3 marca minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.
Chodzi o historię, którą opisywałem. 2,5-letnia Dominika zmarła w łódzkim Szpitalu im. M. Konopnickiej. Została tam przywieziona w krańcowo złym stanie, bo przez kilka godzin jej rodzice nie mogli się doprosić o pomoc. Z Kurabki pod Skierniewicami sami do szpitala nie mogli dojechać, bo zepsuł im się samochód. Dyspozytor skierniewickiego pogotowia nie wysłał karetki do dziecka, tylko odesłał rodziców do ambulatorium nocnej pomocy medycznej. Tam - według relacji matki - lekarz dyżurny miał powiedzieć: ''Mogę przyjechać, ale to nie ma sensu. Wypiszę recepty, a pani ich i tak w nocy nie wykupi. A dziecka do szpitala nie zabiorę''. - Przytakiwałam - mówi Karolina Nowacka, mama dziewczynki. - Przecież lekarz po Bogu najważniejszy.
Cztery godziny później, kiedy dziecko traciło przytomność i przestawało oddychać, karetka przyjechała. Jak na złość zepsuł się ambulans. Musiał przyjechać drugi.
- Ta sytuacja mnie oburza. Czuję ogromny ból związany ze śmiercią tego dziecka - mówił Arłukowicz. Minister zapowiedział resortowe kontrole sprawy. Chce się nią zająć z rzecznikiem praw dziecka. A o opinie poprosi krajowych konsultantów ds. pediatrii, ratownictwa medycznego i medycyny rodzinnej. - Musimy wiedzieć, czy zawiódł system, czy zawiódł człowiek - tłumaczył.
Po 10 miesiącach prokuratura umorzyła postępowanie, nie słyszałem, by znaleziono jakichkolwiek winnych i ich ukarano. Dziwne?
Wszystkie komentarze