Na ekranach kin m.in. "Teoria wszystkiego", "Karuzela" i "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie".
REKLAMA
1 z 7
Teoria wszystkiego ****
USA, Wielka Brytania-Rumunia 2013 (The Zero Theorem). Reż. Terry Gilliam. Aktorzy: Christoph Waltz, Melanie Thierry, Dawid Thewlis, Lucas Hedges, Matt Damon
Świat nowego filmu Gilliama przypomina rzeczywistość z pstrokatego, tandetnego teledysku: bijące po oczach, jaskrawe kolory, stare budynki na ulicach udekorowane jak w Disneylandzie, stanowisko pracy w gigantycznej korporacji Mancom zaprojektowane niczym mieniące się świecidełkami kasyno. Do tego odjechane ubrania i mnóstwo gadżetów: w futurystycznej wizji reżysera cały świat to jeden wielki gadżet, przyklejony do twarzy, sztuczny uśmiech, wyzute ze znaczenia, hektolitry słów. Qohen Leth (ucharakteryzowany nie do poznania Christopher Waltz) nie uśmiecha się jednak, nie lubi, gdy się go dotyka, zamiast "ja" mówi konsekwentnie: "my".
Ciągle spięty, zestresowany, w wiecznym pędzie ma jednak to, czego nie mają inni - czuje brak. Nie przypadkiem mieszka w wielkim domu, który kiedyś był kościołem: religijne ślady (jak witraże czy figurka Chrystusa, która służy do umieszczenia szpiegującej kamery) są już mocno wytarte, nie odwołują się do konkretnej wiary (można za to przystąpić, informuje reklama na ulicy, do "Kościoła Batmana Zbawiciela"). Ale w tych dekoracjach właśnie Leth, który marzy o tym, żeby móc pracować w domu, a nie w siedzibie firmy (co zresztą się ziści), szuka sensu.
Daleko "Teorii wszystkiego" do "Brazil" nie tylko dlatego, że futurystyczna wizja nie działa już tak mocno, a niepohamowana wyobraźnia reżysera skutkuje nadmiarem unieważniających się przez to pomysłów. Z kina można więc wyjść oszołomionym, ale dość bezradnym. A może właśnie nie o klarowną wizję tu chodzi, ale o samozwańczy akt artysty, który na brak sensu, brak "teorii wszystkiego" odpowiada galopującą niewiarygodnie fantazją. Może nie ma innego kościoła niż sztuka, a wierzyć da się głównie w to, co można wymyślić i stworzyć. Może przewrotnie Gilliam chce pokazać, że kino żadnych ważkich odpowiedzi dać nie jest w stanie (nawet z pytaniami radzi sobie kiepsko), bo nie taka jest jego rola: potrafi jedynie bawić widza scenami jak ta ostatnia, ze słońcem podrzucanym niczym piłka.
Gilliam powinien jednak uważać, bo bawić i męczyć widza z lekka narcystyczną zabawą to dwie różne rzeczy: tym razem granica między jednym i drugim niebezpiecznie zaczęła się zacierać.
Charlie
2 z 7
Listonosz Pat i jego świat ****
Wielka Brytania 2014 (Postman Pat: The Movie - You Know You're the One) Reż. Mike Disa. Dubbing: Jacek Kopczyński, Waldemar Barwiński, Tomasz Bednarek, Anna Apostolakis-Gluzińska
Pat marzy o tym, aby wyjechać na wakacje do Włoch z ukochaną żoną Sarą, ale nowy dyrektor poczty (główny schwarzcharakter filmu) nie wypłaca mu należnej premii, Pat decyduje się więc na wokalny występ w programie "Gwiazdą być!", gdzie jedną z nagród jest właśnie wyjazd do Rzymu. A jednocześnie wspomniany dyrektor, fanatyk wydajności i efektywności, zamierza wszystkich pracowników zastąpić robotami, których prototyp wygląda dokładnie jak Pat...
Ten drugi wątek - i to jest moje największa pretensja wobec filmu - prowadzi tu do rozwiązań wziętych żywcem z "kina akcji", kompletnie sprzecznych z duchem oryginału i jego spokojną, pastelową tonacją. Pojawia się więc cała armia groźnych Pat-robotów i cybernetyczny, bojowy kot Jess, a dyrektor poczty zdradza, że pocztowy eksperyment to tylko początek szeroko zakrojonej akcji, której celem jest zdobycie władzy nad światem - jakby przyszedł tu z jakiegoś Bonda. Najwyraźniej twórcy filmu uznali, że dla współczesnej widowni takie atrakcje jak strzelanie laserem czy pogoń po dachach są niezbędne do szczęścia. Podobnie jak z techniką realizacji, ta 'modernizacja" wydaje mi się siłowa i zgoła niepotrzebna: straszenie dziecięcej publiczności nie leży w naturze "Listonosza Pata".
Ale poza tym film jest wdzięczny, zabawny i dowcipny (z wyjątkiem żarciku, w którym aroganckiego telewizyjnego jurora nazywa się Powiatowym), i z wieloma fajnymi "małymi" pomysłami. "Pat..." ma wyraziste i jasne przesłanie: głosi wyższość spokojnego rodzinnego życia nad celebryckim blichtrem i małżeńskiej miłości nad ułudą sławy, wspominając przy innej okazji, aby nie ulegać nadmiernie fetyszom zysku i wydajności. Trochę to wszystko zalatuje dydaktycznym smrodkiem i jest raczej zachowawcze, ale dzieciakom, uważam, taka lekcja nie zaszkodzi.
Bałtyk, Cinema City, Silver Screen, Tomi
3 z 7
Mundial. Gra o wszystko ****
Polska 2013. Reż. Michał Bielawski
W dokumencie Michała Bielawskiego opowieści o piłce nożnej przeplatają się ze wspomnieniami internowanych działaczy "Solidarności", którzy wspominają swój pobyt na Białołęce: od przełamywania lodów z klawiszami po wstawianie do niektórych cel telewizorów w czasie mistrzostw. Z reżyserem rozmawiają piłkarze, trener, działacze, komentatorzy, członkowie "Solidarności". Motywem przewodnim stają się "ożywione" komputerowo dziennikarskie korespondencje w "Przeglądzie Sportowym" i animacje. Bielawski przywołuje atmosferę tamtych czasów, towarzyszący kolejnym meczom (ale też wywiadom) klimat, przede wszystkim jednak podkreśla lekką schizofreniczność sytuacji.
Z energią zrobiony, chwilami fascynujący dokument Bielawskiego, który czasem zbytnio upaja się wizualno-komputerowymi efektami, wywołuje jednak niedosyt. W ostatniej części internowani wówczas działacze przyznają, że czekali ze strony sportowców na najmniejszy gest politycznego poparcia, którego jednak być nie mogło, bo każdy z zawodników liczył na sportową karierę za granicą - czemu jednak nie zapytano o to piłkarzy?
Skoro mówi się o absurdalnych działaniach telewizji, która transparenty "Solidarności" podmieniała ujęciami widowni z innych meczów, czemu o dwuznaczną grę z władzą, cenzurę i odgórne wytyczne (np. dotyczące komentarzy w trakcie meczu z ZSRR) nie zostali zapytani telewizyjni dziennikarze?
Bez wątpienia więc Bielawski wykonał fantastyczną pracę, zebrał mnóstwo anegdot (łącznie z tą o komentarzach papieża przed mistrzostwami i po), ale szkoda, że czasem nie próbował ze swoich bohaterów - i z tematu - wycisnąć więcej.
Bałtyk, Cinema City, Silver Screen, Tomi
4 z 7
Powiem ci wszystko ***
Finlandia, Szwecja 2013 (Kerron sinulle kaiken) Reż. Simo Halinen. Aktorzy: Leea Klemola, Peter Franzen, Ria Kataja, Emmi Nivala
Maarit urodziła się mężczyzną, jednak od dziecka czuła się wewnętrznie kobietą i, już jako osoba dorosła, postanowiła zmienić płeć - teraz jest przystojną brunetką. Jej psychoterapeutka na końcowej sesji daje jej dwie rady: znajdź sobie faceta i odbuduj relacje z córką (nastolatką Pinją, z którą eks-żona utrudnia jej kontakt). Maarit bierze je sobie najwyraźniej do serca, gdyż film ogniskuje się wokół tych dwóch kwestii - to jego dwa główne, choć nierównorzędne wątki.
Film jest dobrze zagrany i dobrze opowiadany, w stylu przypominającym nieco utwory duńskiej laureatki Oskara, Susanne Bier, choć bardziej telewizyjnym (miał być to pierwotnie miniserial TV). Nie sięga jednak w analizie sytuacji osoby transseksualnej zbyt głęboko i daje chyba obraz cokolwiek złagodzony: Maarit ma wprawdzie kłopoty ze znalezieniem pracy, cierpi na samotność, spotyka się z absurdalnymi zarzutami itd., ale w rzeczywistości (także fińskiej, o polskiej nie mówiąc) wygląda to zapewne gorzej.
Reżyser ułatwia sobie zresztą zadanie obsadzając w głównej roli urodziwą aktorkę: Maarit jest atrakcyjna i praktycznie nie-odróżnialna od innych kobiet (argument, że chodziło właśnie o to, aby pokazać, że nawet taka osoba może mieć trudne życie uczuciowe, jakoś mnie nie przekonuje). A przy tym jest całkiem asertywna (czyżby efekt terapii?) - prze twardo do ustabilizowania związku z Samim, nie bacząc na to, że wciąż jest on jednak żonaty (choć faktem jest też, że małżeństwo się i tak rozpada).
Charlie, ŁDK Kameralne
5 z 7
Karuzela **
Polska 2014. Reż. Robert Wichrowski. Aktorzy: Mikołaj Roznerski, Mateusz Janicki, Karolina Kominek-Skuratowicz, Maria Pawłowska
Nieźle zrealizowany i zagrany film, tylko w pewnym sensie o niczym: jego największym grzechem jest scenariusz. Zaczyna się niczym nakręcona z werwą historia młodych ludzi, którzy nieco po omacku wchodzą w dorosłość. Mocna, męska przyjaźń między Rafałem (Roznerski) i Piotrem (Janicki), fascynująca ich obu kobieta, czyli Magda (Kominek-Skuratowicz), a więc miłość, zdrada, ucieczka do pracy za barem w Berlinie i przymiarki do założenia rodziny. Wreszcie wyjazd kumpli do Afganistanu (w wojsku łatwiej o niezłe pieniądze niż we własnym biznesie), powrót do polskiej rzeczywistości - jak się okaże, na chwilę, bo pieniędzy ciągle mało.
Duże uznanie dla aktorów - Mikołaja Roznerskiego, Mateusza Janickiego i Karoliny Kominek-Skuratowicz: robią wszystko, co mogą, by w tak marny materiał do grania wlać życie. Nie zawodzi operator Adam Bajerski, świetnie dobrano muzyczne produkcje alternatywnych wykonawców. Ale na nic to wszystko, skoro brakuje scenariusza: daleko ?Karuzeli? do mocnego dramatu. Bliżej do telenoweli.
Cinema City
6 z 7
Czarnoksiężnik z Oz: Powrót Dorotki **
USA 2013 (Legends of Oz: Dorothy?s Return) Reż. Will Finn i Dan St. Pierre. Dubbing: Anna Cieślak, Jarosław Boberek, Cezary Żak
Ta wersja "Czarnoksiężnika z Oz" (według książki prawnuka autora oryginału) za bardzo odstaje już poziomem - nie tylko od wspaniałego klasyka z 1939 roku (do którego zresztą nawiązuje fabularnie: zaczyna mniej więcej w tym miejscu, gdzie kończył się tamten). Zrobić jednak coś porównywalnego do filmu tej klasy jest oczywiście bardzo trudno. Ale "Powrót Dorotki" odstaje też od przeciętnej amerykańskiej animacji współczesnej, także tej adresowanej do najmłodszych widzów. Przede wszystkim - co jest zaskakujące - nieudana jest sama animacja: niespójna stylistycznie, krzykliwa, chaotyczna, miejscami po prostu brzydka.
Nieporozumieniem wydaje mi się też współczesna rama filmu. Dorotkę (przypominającą lalkę w kowbojskich butach) spotykamy w zniszczonym tornadem Kansas, obok zrujnowanego domu; będzie następnie musiała obronić posiadłość przed zakusami fałszywego inspektora ubezpieczeniowego (pozostawiam domyślności widzów, jaki zawód naprawdę wykonuje). Wszystko pięknie: będzie mogła się wykazać zdecydowaniem i większą niż dorośli przenikliwością, ale ta "aktualna", nieledwie publicystyczna wstawka zupełnie nie pasuje do fantazyjnego świata, w którym rozgrywa się właściwa akcja filmu.
Całej opowieści brakuje przede wszystkim oryginalności i wdzięku - tego autentycznego, nie robionego na siłę. Małym dziewczynkom zapewne i tak się spodoba, ale rodzicom nie zazdroszczę.
Bałtyk, Cinema City, Silver Screen, Tomi
7 z 7
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie
USA 2014 (X Man: Days of Future Past) Reż. Bryan Singer. Aktorzy: Hugh Jackman, Jennifer Lawrence, James McAvoy, Michael Fassbender, Ian McKellen
Wrogość do X-menów osiągnęła rozmiary społecznej histerii (w Nowym Jorku np. mutanci są przetrzymywani w obozach dla internowanych) i cała ich populacja może wkrótce zniknąć. Jedynym wyjściem jest cofnąć się w przeszłość, by odwrócić bieg wydarzeń, który doprowadził do tak fatalnej sytuacji. W tym celu Wolverine (Jackman) zostaje wysłany do Paryża roku 1973...
Będą oczywiście komplikacje, jak również nieuniknione zawiązanie współpracy między X-menami a ich młodszymi "ja"... Konwencja wykorzystująca "pętlę w czasie" jest zawsze wyzwaniem logicznym i pewnie nie obejdzie się bez drobnych niezgodności, tym niemniej na oko wygląda to całkiem zachęcająco. Dobrym znakiem jest też powrót Bryana Singera na fotel reżyserski. Tym większa szkoda, że film wchodzi bez pokazu prasowego.
Wszystkie komentarze