Konsultacje dla mieszkańców kamienic objętych programem Mia100 Kamienic
W magistracie snują plany, że do Łodzi zaczną wracać ci, którzy przed laty uciekli na przedmieścia, bo nie chcieli mieszkać w rozpadających się budynkach. - Taką zmasowaną ucieczkę na przedmieścia urbaniści z Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych obserwowali już w latach 70. - mówi dr Bartosz Walczak, specjalista od rewitalizacji z Politechniki Łódzkiej. - Miasta stały się miejscem pracy, po której jechało się samochodem do oddalonych dzielnic mieszkaniowych. Centra podupadały. Podobne zjawisko, tylko z opóźnieniem jakichś dwóch dekad, mieliśmy w Łodzi. Należy jednak pamiętać, że proces migracji miał u nas nieco inne podłoże, wynikające z degradacji historycznej zabudowy, co było konsekwencją polityki mieszkaniowej w okresie powojennym. Są sposoby, żeby zachęcać ludzi do powrotu, ale trzeba pokazać im, że w mieście dobrze się żyje. Remonty kamienic poprawiają postrzeganie Łodzi. Szara ulica z rozpadającymi się budynkami oraz ziejącymi wilgocią i przykrym zapachem bramami nie robi dobrego wrażenia. W takim miejscu człowiek nie czuje się bezpiecznie ani komfortowo, tu nie chce spędzać życia, a nawet przystanąć. Ale nasz wielki błąd to zapominanie o ludziach, którzy w tych kamienicach mieszkali od lat, czasem od pokoleń. Duża grupa to ci, których stać było na płacenie czynszu przed remontem, ale do odnowionych kamienic nie będą mogli wrócić, bo na wyższe opłaty nie mogą sobie pozwolić. Ich najbardziej żal, bo tracą środowisko, w którym mieszkali, są narażeni na stres związany z przeprowadzką, a ich sytuacja mieszkaniowa ani społeczna się nie poprawi. Takie zapominanie o człowieku nie skończy się dla Łodzi dobrze. Nie podejrzewam, żeby doszło do masowych protestów, bo to nie jest przedsiębiorcza i prężna grupa, tylko ludzie pozbawieni wiary we własne siły, biedni, chorzy albo starsi. Może się za to zdarzyć, że będziemy tych ludzi odsuwać od piękniejącego śródmieścia, do którego nie pasują, na obrzeża, może do blokowisk, które będą z czasem podupadać. I staną się miejscem zamieszkania sfrustrowanych ludzi bez przyszłości, a w konsekwencji - źródłem problemów i patologii.
Dr Walczak ma nadzieję, że urzędnicy skutecznie pochylą się nad mieszkańcami remontowanych budynków. - Pracowałem w magistracie jako konserwator zabytków, patrzę więc na te problemy i jako naukowiec, i jako były urzędnik. I widzę, że mimo iż w urzędach mówi się, a na uczelniach także uczy, że samo upiększanie i poprawianie budynków niewiele da, jeśli zapomina się o ludziach, to w praktyce jest jeszcze wiele do zrobienia.
Hanna Gill-Piątek z biura ds. rewitalizacji zapewnia, że miasto, planując najbliższe remonty, nie chce się pozbyć mieszkańców z problemami, a sprowadzić lepszych: - Przyjdziemy na Włókienniczą, żeby rozmawiać z mieszkańcami i poznać ich problemy. Planujemy przeprowadzić diagnozę społeczną z prawdziwego zdarzenia. Chcemy znaleźć liderów lokalnych - i tych pozytywnych, i tych negatywnych. Przez nich dotrzemy do reszty mieszkańców. Sprawdzimy, czy nie płacą czynszów, bo nie mają pracy, czy nie płacą, bo nie chcą pracować. Potrzebujących skierujemy do MOPS-u, a uzależnionych na terapię. Liczę, że rewitalizacja będzie dla wielu szansą. Pod warunkiem, że zechcą z nami pracować.
Wszystkie komentarze