Rolnik spod łódzkiego Bukowca zaledwie w ciągu roku 17 razy napadał na banki.
Scenariusz zawsze był taki sam. 39-letni dziś Kazimierz B. wybierał małe oddziały banków, z których łatwo było uciec. Długo je obserwował. Napadów dokonywał zazwyczaj tuż przed zamknięciem, kiedy nie było klientów.
Do banku wchodził ubrany w ciemną kurtkę, z twarzą przesłoniętą czapką z daszkiem i masywnymi okularami korekcyjnymi. Zachowywał się, jakby był zwykłym klientem.
Gdy pracownik wyliczał mu ratę kredytu albo mówił o zyskach z lokaty, Kazimierz B. nagle wyciągał broń, kładł na biurku i zasłaniał ją ręką. Groził, że użyje pistoletu, jeśli nie dostanie pieniędzy, a gdy je dostał - spokojnie wychodził.
Prokuratura ustaliła, że od maja 2010 roku do lipca 2011 roku napadł na 17 placówek należących do sześciu banków. Początkowo działał w Łodzi, ale uznał, że to zbyt niebezpieczne. Zaczął się wypuszczać dalej: Pabianice, Sieradz, potem Częstochowa, Katowice, Sosnowiec, Włocławek i Końskie. Udało mu się 15 razy: sterroryzowani urzędnicy wydali mu od kilkuset do ponad 20 tys. zł. W dwóch przypadkach wyszedł z niczym, bo w banku nie było gotówki albo pracownik uruchomił alarm i spłoszył go. W sumie Kazimierz B. zrabował niemal 170 tys. zł.
Policjanci, analizując zapis z bankowych monitoringów, zaczęli podejrzewać, że rabuś w czapce i okularach, który pojawił się w kilku bankach, to ta sama osoba. W końcu śledztwo przyniosło efekty, a ślady zaprowadziły do Kazimierza B., który w podłódzkim Bukowcu prowadził gospodarstwo rolne.
Policjanci śledzili każdy jego krok. Wiedzieli, że wakacje spędził w Egipcie. Został zatrzymany w lipcu 2011 r. w Ostrowie Wielkopolskim, gdy szykował się do kolejnego napadu. W jego samochodzie znaleziono listę banków w tym mieście, a także kurtki, okulary i czapki z daszkiem.
Kazimierz B. tłumaczył śledczym, że do przestępstwa pchnęła go trudna sytuacja materialna i rodzinna. Miał kredyty do spłacenia, pozaciągał pożyczki, dlatego potrzebował gotówki.
Jego proces przed łódzkim sądem okręgowym toczył się za zamkniętymi drzwiami. Sąd skazał go na sześć lat więzienia i nakazał zwrócenie bankom zrabowanych pieniędzy.
Wszystkie komentarze