Spośród mieszkańców wojnę w nowej kolonii spędziły dwie osoby. Większość wróciła w 1945 r. Jeśli przybyli nieco później, w domach natknęli się na radzieckich żołnierzy, którzy zamiast w toalecie przysiadali za potrzebą w jednym z pokojów. Niektórzy wrócili na tyle wcześnie, że zastali Baltendeutschów z Łotwy i Estonii. U państwa Skarżyńskich z kolonii starej, których córka Jadwiga wyjdzie później za mąż za syna Aleksego Rżewskiego, zostawili po sobie serwis z fiołkami w kredensie i "Mein Kampf" na strychu. Spotkał ich też Wincenty Tomaszewicz, słynny chirurg i współzałożyciel łódzkiej kasy chorych, a później także Wydziału Lekarskiego na Uniwersytecie Łódzkim oraz Akademii Medycznej. - Rodzina, którą zastał, twierdziła, że dom kupiła. Dziadek odpowiedział, że przecież nie sprzedawał - opowiada Anna Szuster, która na Zelwerowicza mieszka do dziś. Podobnie jak brat Lucjan i mama Irena (rocznik 1922). Lubią usiąść pod jabłonią, którą zasadził jeszcze przed wojną Tomaszewicz. Z tego okresu w ogrodzie ostał się także krzak róży i glicynie, które dziś pną się po balkonach.
Wincenty Tomaszewicz, założyciel Akademii Medycznej. Na zdjęciu z wnukami Anią i Lucjanem oraz Olkiem Edelmanem
Początkowo nic nie wróżyło, że Tomaszewicz wojnę przetrwa. 9 listopada 1939 r. jego i kilkadziesiąt innych osób gestapo zabrało do więzienia na Radogoszczu. Była to pierwsza akcja likwidacji łódzkiej inteligencji. Tomaszewicza odłączono jednak od grupy, którą rozstrzelano w lasach pod Zgierzem. Gdy w styczniu 1940 r. odzyskał wolność, wyjechał z rodziną do Warszawy i pracował tam jako robotnik. Podczas powstania warszawskiego był szefem sanitarnym w oddziale Bakcyl-Północ, a w 1944 r. trafił do obozu przejściowego, skąd zwolniono go z powodu podeszłego wieku.
Tyle szczęścia nie miał jego sąsiad Aleksander Margolis, ordynator oddziału chorób zakaźnych oraz kierownik wydziału zdrowia w magistracie. - Dziadek był germanofilem. Nawet gdy wojna już się zaczęła, wciąż twierdził, że Niemcy to porządni ludzie. Jak kazali mu się stawić, to poszedł. Choć wszyscy dookoła odradzali, kolega z Wehrmachtu próbował wyciągnąć go z więzienia. A babcia jeszcze w latach 60. liczyła, że żyje i wróci - opowiada Aleksander Edelman, syn Aliny Margolis i Marka Edelmana, biofizyk zajmujący się lekiem na mukowiscydozę. 17-letnia Alina odwiedziła ojca w więzieniu. Na całe życie została z tym, co mu powiedziała. "Nic więcej nie da się zrobić".
Jadwiga Rżewska z domu Skarżyńska z ojcem w ogrodzie przy ul. Zelwerowicza
O Niemcach dobre zdanie miał również Aleksy Rżewski, w latach 1919-1923 prezydent Łodzi, który wsławił się wprowadzeniem obowiązkowej edukacji. Gdy w 1933 r. zaczął pracę jako notariusz, przeprowadził się z Piotrkowskiej do domu przy Mostowej w kolonii starej. Jego ukochana córka Mirosława miała dziewięć lat. Trzech starszych synów uczyło się w szkole kadetów. - Na placyku za domem graliśmy w piłkę. I jeździliśmy rowerami w zboże, które rosło wszędzie dookoła A miejscem spotkań z koleżankami była latarnia, która stoi tu do dziś - wspomina 92-letnia Mirosława Juljańska.
Z czasem obok zbóż posadzono nieduże drzewa. Dziś obie kolonie są pełne zieleni.
Jadwiga Rżewska z domu Skarżyńska w ogródku przy ul. Zelewrowicza
Wszystkie komentarze