Jarosław Kaczyński wspomina Stefana Niesiołowskiego, dziś posła PO, a na początku lat 90. Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, z którym Porozumienie Centrum wraz z innymi partiami prowadziło rozmowy koalicyjne:
"Racjonalnie zachowywał się Stefan Niesiołowski, choć widać było, że jest zbyt zaangażowany, jak na negocjatora, w szybkie doprowadzenie do powrotu ZChN do władzy".
Jeszcze wcześniej Kaczyński uznaje Niesiołowskiego za jedną z wybijających się postaci w ZChN:
"Tak samo było, gdy trzech rycerzy ZChN, trzeba przyznać, że rzeczywiście bardzo się wybijających, to jest Marek Jurek, Jan Łopuszański i Stefan Niesiołowski, zażądało konfiskaty majątku PZPR. Żądanie było całkowicie słuszne i to nie tylko ze względów historyczno-sprawiedliwościowych, ale czysto pragmatycznych".
W 1994 r. Kaczyński i Niesiołowski znaleźli się w jednej formacji - Porozumienie dla Polski - grupującej prawicowe partie, które nie dostały się do sejmu:
"PdP ruszyło też w podróż po Polsce. Jeździłem na ogół ze Stefanem Niesiołowskim. Dziś może się to wydawać niemożliwe, ale były to miłe podróże. Niesiołowski zgłaszał, co prawda, od czasu do czasu, żartobliwą pretensję o to, że z Łodzi (gdzie mieszkał) do Warszawy musi jeździć z braku pieniędzy, z przesiadką w Koluszkach i stamtąd elektrycznym do Warszawy. Po drodze flaczki w barze dworcowym w Koluszkach. "A czyja to wina? Twoja". Tak kończył. Było z nim wesoło, interesująco, opowiadał mnóstwo anegdot, z dalszej i bliższej przeszłości. Bardzo dobrze występował na wspólnych zebraniach. Można powiedzieć, żeby to sielanka. Szczególnie jeśli porównać z wyjazdami w towarzystwie Ryszarda Czarneckiego".
Później Kaczyński wyjaśnia, że ówczesny prezes ZChN, a dziś europoseł PiS miał o wiele większy apetyt niż Niesiołowski i ciągle domagał się postojów na jedzenie.
Wszystkie komentarze