"Stanęło całe włókno i wełna"
W "Marchlewskim" rozpoczął się też pierwszy udany strajk w PRL. Gdy w grudniu 1970 roku rząd ogłosił podwyżkę cen żywności, na ulice wyszli stoczniowcy z Gdyni, Gdańska i Szczecina. Ich protest brutalnie stłumiło wojsko i milicja. Grudniowe wydarzenia stały się jednym z symboli oporu wobec PRL-owskiej władzy. Mimo to nic się nie zmieniło. Dopiero dwa miesiące później łódzkie włókniarki wymusiły na premierze Piotrze Jaroszewiczu odstąpienie od podwyżek.
Od 10 do 15 lutego 1971 roku w Łodzi nie pracowały 32 zakłady, które wzięły przykład z zakładów im. Marchlewskiego i Stomil, które zatrzymały się jako pierwsze. Jak mówiono wtedy, "stanęło całe włókno i cała wełna", a to oznaczało, że około 60 tys. osób odstąpiło od wykonywania swojej pracy. Impulsem zapalnym miała być wiadomość, że płace za styczeń będą niższe od grudniowych średnio o 200-300 zł. Dla łódzkich robotnic był to cios, bo już wcześniej zarabiały średnio o 20 proc. mniej niż inni pracownicy przemysłu.
Przystępując do strajku, postulowały: podwyżkę płac, poprawę warunków pracy we włókiennictwie oraz cofnięcie podwyżek cen żywności. Łodzianki były nieustępliwe. Podczas spotkania z wicepremierem Janem Mitręgą, ministrem przemysłu lekkiego Tadeuszem Kunickim i przewodniczącym Centralnej Rady Związków Zawodowych Władysławem Kruczkiem jedna z włókniarek nie wytrzymała i ich puste obietnice skwitowała, wypinając goły tyłek. Dwa dni później odwiedził je sam premier Piotr Jaroszewicz. Władze PRL ustąpiły, wycofując się z grudniowych podwyżek cen.
Wszystkie komentarze