Do tej pory był Zakład Medycyny Ratunkowej. Sześcioro lub siedmioro studentów Wydziału Lekarskiego obserwowało i uczyło się tu, jak reanimować pacjenta, zaintubować go. Oczywiście do tego dochodziły zajęcia w klinikach i na oddziałach. Obserwacja chorego, czasem rozmowa z pacjentem. Potem omawianie tego z wykładowcą.
A jeszcze wcześniej? Zajęcia wyglądały podobnie, choć grupy były pięcioosobowe, więc mniej liczne.
- Lubiłem być wrzucony w wir, ciągle chciałem wiedzieć więcej, dlatego popołudniami po zajęciach chodziłem na dyżury na oddziale zabiegowym na chirurgii onkologicznej. Pomagałem w przyjęciach chorych, byłem przy obchodach - wspomina prof. Waldemar Machała, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Centrum Kliniczno-Dydaktycznym.
Grupa była 'przyspawana' do nauczyciela akademickiego, mentora. To kolejna różnica. Dziś o taką relację trudniej. - Rwaliśmy się do pracy, ciężko nas było od czegoś oderwać, gdy padało pytanie, kto chce przy czymś uczestniczyć, to cała grupa podnosiła rękę. Teraz studenci nie atakują nas pytaniami, nie 'wyrywają' nam narzędzi. A o to chodzi na studiach - mówi prof. Machała.
ZOBACZ TAKŻE: Szpitale w Łodzi. Na 13. piętrze CKD będzie hostel
Od tygodnia jest trochę inaczej. Studenci wjeżdżają na 12. piętro Centrum Kliniczno-Dydaktycznego. I są w szpitalu, choć wirtualnym. Mogą uczyć się tu nie tylko reanimacji i pierwszej pomocy. Mają blok operacyjny, szpitalny oddział ratunkowy, sale intensywnej terapii, sale porodowe i położnicze, ambulans, a przyszłe pielęgniarki - pomieszczenia do opieki pielęgniarskiej. W każdej sali leżą pacjenci: noworodki, dzieci, dorośli. W różnym wieku z różnymi chorobami. Trzeba się nimi zająć od początku do końca. To angażuje studentów.
- W Zakładzie Medycyny Ratunkowej studenci uczyli się głównie czynności przedszpitalnych i wczesnoszpitalnych. Dopiero Centrum Symulacji Medycznych umożliwia nam kompleksową pracę ze studentami - wyjaśnia prof. Machała.
Zamiast chorych w szpitalnych łóżkach leżą interaktywne fantomy. Można zbadać im tętno, pobrać krew, podać leki, kroplówkę, płyny, czyli to samo, co w prawdziwych warunkach wykonują pielęgniarki i lekarze. - Niektórzy studenci przychodzą do nas na dyżury do szpitala. Są potem o tyle bogatsi w wiedzę, bo widzą przebieg autentycznych czynności. Z drugiej strony są ubożsi, bo nie mogą w nich uczestniczyć, są obserwatorami. Kiedy mamy chorego w stanie zagrożenia życia, nie jesteśmy w stanie przekazać studentowi wszystkich rzeczy, wiele czynności jest dla nas oczywistych, wykonujemy je szybko, mechanicznie - opowiada prof. Machała. W CSM pierwszą symulację znieczulenia grupa analizuje krok po kroku (cała procedura trwa więc trzy razy dłużej niż w rzeczywistej sytuacji). Drugą symulację mają wykonać już sami studenci. Potem wszystko jest omawiane. W ten sposób studenci uczą się umiejętności czysto technicznych, manualnych. Ale to niejedyny cel.\
ZOBACZ TAKŻE: Inwestycje w Łodzi. Rusza rozbudowa CKD. Nowe poradnie, biobank i parkingi
Część asystentów zaczyna ćwiczenia od pytania do grupy: czego najbardziej się boicie? Nagle okazuje się, że studenci słyszą to pytanie po raz pierwszy od początku studiów. Doskonale wiedzą, co jest w komórce, jak działa serce, ale gdy spotykają chorego, nie wiedzą, jak zadać mu pytania.
- Rola CSM polega na tym, żeby obcować z fantomem tak, jakby był to żywy człowiek - wyjaśnia prof. Machała.
Więc gdy podają znieczulenie i usypiają pacjenta, z tyłu głowy cały czas muszą mieć, że ta osoba ma imię i nazwisko, swoje emocje, bliskich. Dlatego informują go: teraz przyłożę panu maskę do twarzy, poczuje pan ciepło w głowie, za kilka chwil pan zaśnie. Gdy wejdą na prawdziwą salę operacyjną, podobne podejście muszą mieć do pacjenta.
I kolejna kwestia, której studenci nie umieją, a muszą się nauczyć. Praca w zespole. Standardowy zespół urazowy składa się z sześciu osób. Podobnie jak grupa ćwiczeniowa studentów, dlatego każdy podczas ćwiczeń na bloku operacyjnym w CSM dostaje swoją rolę: anestezjologa, team lidera czyli chirurga, pielęgniarki anestezjologicznej, prawej i lewej pielęgniarki oraz protokolanta. - Młode osoby nie potrafią delegować zadań, a na tym też polega praca zespołowa. Chcemy z indywidualistów stworzyć zespół - wyjaśnia prof. Machała.
ZOBACZ TAKŻE: Uniwersytet Medyczny w Łodzi rozbuduje CKD. Kupi pięć działek od miasta
Fantom nie ma zapachu, nie umiera, nie cierpi. Fantom nie wywołuje współczucia. Jeśli popełni się błąd, to nic złego się nie stanie. Ale po zajęciach w CSM trzeba będzie się przenieść w świat rzeczywisty. Gdzie zamiast fantomów są ciężko chorzy ludzie.
- Tu mają kontakt z prawdziwym ciałem, fantom nie odda oporu tkanek. Ale przestawienie się z fantomu na żywego człowieka jest dobrym rozwiązaniem dla studentów - przyznaje prof. Waldemar Machała.
Wszystkie komentarze