Pozostali oskarżeni również wycofują się z zeznań, mówiąc, że wymusili je śledczy.
- Ogórek polecił mi szukać ludzi do roboty - potwierdził fotograf Stanisław Tondys. - Ale zeznałem, że dałem kostkę wybuchową Kazimierzowi Zielakowi, by wysadził sklep Blumy Borowieckiej, bo mnie policja za włosy szarpała. Nie przyznaję się.
Jednym ze zwerbowanych był Józef Melka. - Na ul. Kilińskiego spotkałem kolegę Ogórka, z którym rozmawiałem o naszym Stronnictwie - zeznawał przed sądem. - Doszliśmy do wniosku, że w organizacji tworzy się ferment, że młodzi się likwidują i że trzeba coś robić. Ogórek uważał, że trzeba przede wszystkim rozpocząć energiczną walkę z Żydami i że w ten sposób młodzi będą mieli coś do roboty. Przyznałem mu słuszność i po tej rozmowie zostałem wkrótce zawezwany do lokalu Stronnictwa Narodowego przy ul. Targowej. Był tam Tadeusz Warchoł [kierownik koła Południe SN, dowódca "piątki" - dop. red.] między innymi i Ogórek. Rozmowa była na ten sam temat. Zgodziliśmy się przystąpić do pracy szkodzenia Żydom.
- W jaki sposób miało się to szkodzenie odbywać? - dopytywał sędzia.
- Wszelkimi środkami.
- Jakimi mianowicie?
- Różnemi środkami - kluczył oskarżony.
- Niech je oskarżony określi.
- Laniem po łbie - nie wytrzymał Melka.
- A więc bicie?
- Tak.
- A w jakich okolicznościach?
- Kiedy i jak popadnie - kończy zeznania narodowiec.
Sędzia próbował dowiedzieć się, jak brzmiała treść przysięgi. Oskarżeni podają różne wersje: "Przysięgam, że nigdy nie zdradzę awangardy Stronnictwa Narodowego ani jej przywódców", "Przysięgam uroczyście, że będę walczył z Żydami" albo "Przysięgam na Boga Ojca, że zachowam tajemnice organizacji i kolegów nie wydam". Część oskarżonych uważa, że to nie była przysięga, bo w sali nie było krzyża.
Bronisław Dorosiewicz, który wrzucił trotyl do składu szkła, zasłaniał się złą pamięcią.
- Jak to? Takiego faktu jak podłożenie bomby już oskarżony nie pamięta? - nie dowierzał sędzia.
- Tak jest, proszę Wysokiego Sądu, nie pamiętam - odpowiedział spokojnie oskarżony, mimo że kilka tygodni temu jego wspólnicy zeznali, że osobiście wrzucił do sklepu przy ul. Piotrkowskiej materiał wybuchowy.
Do wszystkiego przyznał się Bartczak - niedoszły sprawca zamachu na drukarnię. - Przyznaję się, że zaniosłem gaz - mówi pewny siebie rudy blondyn. - Miesiąc przed aresztowaniem pytał mnie Warchoł, czy nie mam pewnych ludzi, ale żeby nie byli konfidenci. Rozmawialiśmy o akcji antyżydowskiej, więc znalazłem Michała Baranieckiego, Bronisława Morawę, Stanisława Tworka i Ludwika Brauna, którzy złożyli przysięgę na moje ręce, a ja przysięgałem przed Warchołem. Potem mi Warchoł kazał czekać na instrukcje. Przyszedł i przyniósł mi pudełko, z którego wystawały trzy kawałki drutu, podał adres drukarni i mówił, żebym to położył i zapalił. Dał mi też rewolwer do obrony albo jakby mnie chcieli aresztować.
Oprócz oskarżonych zeznania składali świadkowie, m.in. policjanci, którzy prowadzili śledztwo.
Elsesser-Niedzielski, komendant policji, złożył szczegółowe zeznania na temat działania grupy: kto komu przekazywał materiały wybuchowe i pistolety, gdzie były przygotowywane materiały wybuchowe i gdzie zostały przeprowadzone próbne detonacje. Policjant przypomniał, że u jednego z członków "piątki" zostały znalezione niewykorzystane paczki trotylu, pistolety i naboje.
- Czy oskarżeni byli bici? - pytał jeden z ławników.
- O biciu nie było mowy. Istnieją surowe pod tym względem zakazy i ja sam dbam o to, by były przez mych podkomendnych przestrzegane.
- Czy nie mówiono, że kto się nie przyzna, ten pójdzie do Berezy? - zapytał adwokat Kowalski.
- Uchylam to pytanie - uciął sędzia.
Prokurator zażądał dla oskarżonych od ośmiu do dwóch lat więzienia.
- Oskarżeni zorganizowali się po to, aby niszczyć mienie obywateli innej narodowości i innego wyznania - obywateli narodowości żydowskiej - mówił w mowie końcowej prokurator. - Spośród 27 oskarżonych 26 powiada, że nie należeli do żadnej tajnej organizacji, że są tylko członkami legalnej partii politycznej. Czyżby w łonie Stronnictwa Narodowego działała jakaś inna, tajna organizacja? Bez wiedzy tego stronnictwa jego członkowie biorą udział w jakiejś akcji dywersyjnej, która jest w dodatku sprzeczna z założeniami tego stronnictwa? Cała ta akcja była kierowana jedną wolą i jedną myślą. Organizacja uzbrajała swych ludzi w rewolwery i bomby. Członek "piątki", z rewolwerem w jednem ręku i z bombą w drugiej skradał się, by zniszczyć cudze mienie, by narażać na śmierć niewinnych ludzi, a rewolwer miał po to, by się bronić przed policją. Ci ludzi stworzyli metody, które anarchizują w najwyższym stopniu społeczeństwo, sieją zamęt i ferment. Za to musi ich spotkać zasłużona kara.
Wszystkie komentarze