Ostatnio o Muzeum Dzieci Polskich w Łodzi było głośno. Pracownicy oskarżali dyrektora o stosowanie mobbingu, nepotyzm i wykorzystywanie pieniędzy oraz mienia muzeum.
- Jestem ofiarą zniesławienia - uważa Ireneusz Maj, dyrektor Muzeum Dzieci Polskich w Łodzi. I odrzuca zarzuty dotyczące mobbingu, nepotyzmu i wykorzystywania muzeum do własnych celów.
Muzeum Dzieci Polskich dzieli łodzian już od wielu miesięcy. - Dlaczego nie miałoby być wirtualne? Po co wielkie gmachy, skoro eksponaty to nieco ponad 140 listów i zdjęć? - pytają przedstawiciele Stowarzyszenia Łódź Cała Naprzód.
- Na Muzeum Dzieci Polskich mieszkańcy tylko zyskają - przekonywał dyrektor. Wielu nie dało się przekonać. Dyrektor poinformował "Wyborczą", że wycofuje się z pomysłu budowy na zielonym terenie przy Szkole Przystań, który jest wykorzystywany jako boisko.
- Na Muzeum Dzieci Polskich mieszkańcy tylko zyskają - zapewnia dyrektor placówki, która ma powstać na Bałutach. Nie przekonał mieszkańców. Najpierw bronili pawilonów. Teraz terenu przy szkole.
- Gdzie prawo, nie mówiąc o sprawiedliwości i ludzkiej przyzwoitości - pyta mieszkanka Bałut.
Mieszkańcy osiedla nie mają nic przeciwko ważnemu muzeum. Ale nie chcą stracić sklepów, więc protestowali. Mieli mieć nowy pawilon. Skończyło się na obietnicach.
"Teren został wskazany Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego przez Urząd Miasta Łodzi i uznany jako ostateczny wariant z przeznaczeniem na budowę stałej siedziby Muzeum" - czytamy w piśmie przesłanym do "Wyborczej" przez Muzeum Dzieci Polskich.
- Ludzie na osiedlu boją się, że muzeum będzie chciało ogrodzić płotem cały obszar dawnego obozu. Wtedy stworzą nam tu getto, przez które nawet nie będzie można przejść - mówi Ewa Błońska, mieszkanka osiedla Marysin-Doły.
Pawilony na Bałutach mają zostać wyburzone. - To dla nas cios. Gdzie będziemy zarabiać? - pytają handlowcy. Pozostania sklepów chcą też okoliczni mieszkańcy. Ale muzeum planuje w tym miejscu pomnik i parking.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.