W poniedziałek do Pabianic przyjechali wicepremier Piotr Gliński oraz ministrowie odpowiedzialni za budowę dróg. Powodem były informacje o wstrzymaniu prac nad drogą ekspresową S14.
Alarm w sprawie zachodniej obwodnicy Łodzi podniósł Cezary Grabarczyk, poseł PO i były minister infrastruktury. - Nad budową drogi ekspresowej S14 zbierają się czarne chmury. Rząd Beaty Szydło najpierw zabrał Łodzi Caracale, a teraz chce zabrać S14 - ostrzegał.
Posła zaniepokoiły wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. Na posiedzeniu sejmu na pytania Grabarczyka w sprawie S14, Jerzy Szmit, wiceminister tego resortu odpowiedział, że droga ta nie została skreślona i będzie realizowana, ale nie jest wstanie powiedzieć w jakim terminie.
W poniedziałek w Pabianicach, przy istniejącym już fragmencie S14, zwołano konferencję, na którą przyjechali wicepremier Piotr Gliński, wiceminister infrastruktury i budownictwa Jerzy Szmit, sekretarz stanu w kancelarii premiera Grzegorz Schreiber, wojewoda łódzki Zbigniew Rau oraz generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad Jacek Bojarowicz.
Szmit przyznał, że były wahania rządu w sprawie realizacji tej trasy, ale ostatecznie zdecydowano, że będzie ona budowana. Podpisał jednocześnie zgodę na ogłoszenie drugiego etapu przetargu, który ma wyłonić wykonawców drogi S14.
Budowa zachodniej obwodnicy Łodzi powinna rozpocząć się w przyszłym roku. Jej zakończenie planowane jest w 2020 roku.
Łódzcy nauczyciele znów wyszli na ulicę. W pasażu Schillera przeciwko reformie edukacji manifestowali też politycy, samorządowcy, rodzice, uczniowie i naukowcy.
Był to efekt decyzji Rady Ministrów, która poparła projekt ustawy o systemie edukacji. Prace nad ustawą rozpoczął właśnie Sejm. Ostatnim krokiem jest podpis prezydenta, ale jest już pewne, że reforma zostanie wdrożona 1 września 2017 roku i od tego dnia gimnazja będą wygaszane.
Łódzka oświata i osoby związane z edukacją nie chcą pogodzić się ze zmianami. We wtorek pikietowali w pasażu Schillera. Organizatorami był łódzki SLD i Związek Nauczycielstwa Polskiego.
- Do końca będziemy walczyć i mamy nadzieję, że da się to jeszcze odwrócić. Osoba odpowiedzialna za tę reformę zachowuje się, jakby z księżyca spadła - mówili nauczyciele z Gimnazjum nr 28.
Władze Łodzi przedstawiły projekt budżetu na 2017 rok. Prezydent Hanna Zdanowska określa go "zrównoważonym", "z niewielkim deficytem" i "kolosalną nadwyżką operacyjną". - Wyniesie ona rekordowe 273,3 mln zł, a to najważniejszy wskaźnik ukazujący bezpieczeństwo finansów publicznych - podkreśla Zdanowska. I przypomina, że jeszcze sześć lat temu nadwyżka wynosiła zaledwie 20 mln zł.
Dochody Łodzi na 2017 rok mają wynieść 3,752 mld zł, wydatki - 3,886 mld zł. - To nie jest budżet, w którym zaczną się duże inwestycje związane z wykorzystaniem środków unijnych. One będą dopiero wdrażane. Przyszły rok to proces wyboru firm wykonawczych czy projektowania. Stąd niewielkie wydatki na te cele - dodaje Zdanowska.
Mimo to, władze Łodzi chcą przeznaczyć na inwestycje prawie 600 mln zł. Za pieniądze te dokończona będzie budowa stadionu dla Widzewa, toru żużlowego dla Orła i hali na ŁKS-ie. Kontynuowany będzie także rozpoczęty w tym roku program wieloletniego zazieleniania Starego Polesia, powstanie podziemna droga przy dworcu Łódź Fabryczna, rozpocznie się też - podobna do przebudowy Trasy WZ - inwestycja Tramwaj dla Łodzi.
Łódź jako pierwsze duże miasto w Polsce przyjęła kodeks krajobrazowy. Dzięki niemu zostaną uporządkowane reklamy, a przestrzeń w mieście wypięknieje
Od kilku miesięcy w Łodzi obowiązują zapisy parku kulturowego. Dzięki niemu z wielu miejsc poznikały szpetne reklamy i wielkoformatowe płachty. Ale park kulturowy obejmuje tylko deptakową część Piotrkowskiej i przylegające do niej kwartały.
Łódź jako pierwsza. Kolejnym krokiem w stronę uporządkowania przestrzeni publicznej jest tzw. kodeks krajobrazowy. Jego wprowadzenie umożliwiła przyjęta w połowie ubiegłego roku przez poprzedni rząd ustawa krajobrazowa.
Co zniknie z przestrzeni Łodzi? Po wprowadzeniu zmian reklamować się będzie można głównie za pomocą szyldów - spójnych i ułożonych na tej samej wysokości. W całym mieście zakazane będą lawety reklamowe i wolno stojące tablice, a w śródmieściu m.in. stojaki, totemy, siatki i tablice kierunkowe. Nie powstanie więcej murali reklamowych. Z krajobrazu znikną wyświetlacze LED i LCD. Uwolnione od nośników będą szyby w komunikacji miejskiej, a reklamy na witrynach i ogrodzeniach (w większości przypadków) będą mogły zająć maksymalnie 10 proc. powierzchni. W krajobrazie nie pojawią się już także banery - wyjątkiem będzie okres trzech tygodni przed wydarzeniami okolicznościowymi, np. imprezy kulturalne. Uporządkowane zostaną również ogrodzenia i mała architektura.
Uczniowie łódzkiej szkoły dostali od kibiców ŁKS kalendarze z krzyżem celtyckim i napisem "White Pride" ("Biała Duma"). Do prokuratury trafiło doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez ŁKS lub jego kibiców. Śledczy wszczęli dochodzenie. Ale sprawę umorzyli. Ich zdaniem to promocja sportowego trybu życia.
Sprawa dotyczyła wydarzenia z czerwca tego roku. W Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 1 (Szkoła Podstawowa nr 192) w Łodzi dzieci dostały kalendarze z krzyżem celtyckim, symbolem przyjętym przez neonazistów i napisem "White Pride" ("Biała Duma"). 60 uczniów z klas od I do VI - pod opieką wychowawców i dyrektorki - miało wysłuchać pogadanki o zdrowym stylu życia i zaletach uprawiania sportu.
Na koniec dzieci otrzymały gadżety: szaliki, smycze, zeszyty. I kalendarze ścienne z logo ŁKS (Łódzki Klub Sportowy). A tam na zdjęciu - maszerujący kibice i narodowcy trzymający transparenty z napisem "White Pride" i krzyżem celtyckim, który jest jednym z symboli neonazistów. Używał go również David Duke, były przywódca Ku Klux Klanu, rasistowskiej organizacji prześladującej czarnoskórych. O sprawie poinformował Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, a opisała ją łódzka "Wyborcza".
Sprawa trafiła do prokuratury. W środę Stowarzyszenie TrzyRzecze otrzymało pismo, w którym łódzka prokuratura poinformowała o umorzeniu dochodzenia. Dlaczego? W uzasadnieniu, którego skan udostępnił Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych czytamy: "Znak krzyża celtyckiego nie został w Polsce uznany za zakazany symbol (.) W realiach niniejszego postępowania trudno uznać, że wyprodukowanie a następnie rozpowszechnianie kalendarza ściennego na 2016 rok ze zdjęciem pochodu kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego, było ukierunkowane na propagowanie faszystowskiego ustroju państwa. Stąd bezspornym staje się, ze rozdawany kalendarz nie miał propagować faszystowskiego ustroju państwa, a jedynie miał być rozdawanym gadgetem, podczas spotkania młodzieży z piłkarzami Łódzkiego Klubu Sportowego, które to spotkanie miało propagować sport, a nie faszystowski ustrój totalitarny".
Odchodząca od ul. Czechosłowackiej ul. Lewarowa łamie się. Przy odcinku prowadzącym do Nowogrodzkiej stoją domy. A do torowiska na Lawinowej prowadzi leśna droga. Po lewej pola, po prawej drzewa, pośrodku... rząd latarni.
Jak to możliwe, że latarnie ustawiono w lesie? Zastanawiają się nad tym nawet osoby, które teoretycznie za to odpowiadają.
- Sprawa jest skomplikowana. Osoba, która bezpośrednio zajmowała się tą sprawą w Zarządzie Dróg i Transportu już od pewnego czasu nie pracuje. Zmieniła się również rada osiedla. Wyjaśniamy tę sprawę jedynie na dokumentach - mówi Mikołajec. Przyznaje jednak: - Nie ma wątpliwości, że ktoś popełnił błąd. Osoba nadzorująca inwestycję również powinna poinformować o tym, że latarnie montowane są przy leśnej drodze. Nie zrobiła tego. Z pewnością zostaną wyciągnięte konsekwencje, ale poczekajmy na wyjaśnienie sprawy.
Budowa oświetlenia wraz z projektem kosztowały łącznie blisko 150 tys. zł. Zarząd Inwestycji Miejskich zastanawia się, co zrobić z niefortunnie ustawionymi latarniami. Nie wiadomo, kiedy będą pieniądze na wybudowaniu przy nich drogi, a ich przestawienie to dodatkowy wydatek.
W prokuraturze w Gorzowie Wielkopolskim przesłuchiwana była w piątek prezydent Łodzi Hanna Zdanowska. Sprawa dotyczyła kredytów na zakup dwóch nieruchomości, o łącznej wartości 700 tys. zł. Zaciągnięte zostały, gdy Zdanowska była posłem PO. Jeden z nich wzięła sama Zdanowska, drugi - jej życiowy partner Włodzimierz G. Prezydent Łodzi Hanna Zdanowska dostała zarzuty poświadczenia nieprawdy we wniosku o kredyty bankowe swojego partnera.
Według prokuratury w 2008 roku G. wystąpił o 200 tys. zł kredytu bankowego. Pieniądze miały być przeznaczone na kupno mieszkania od Zdanowskiej. By dostać pożyczkę, musiał wykazać się wkładem własnym. Jak twierdzi prokuratura, Zdanowska nieprawdziwie poświadczyła - u notariusza i w banku - że partner dał jej zaliczkę - 50 tys. zł. Ta kwota została przez bank uznana za wkład własny.
W 2009 roku to Zdanowska wystąpiła o kredyt - 500 tys. zł na zakup działki od partnera. Tu także wymagany był wkład własny, więc Włodzimierz G. poświadczył (prokuratura twierdzi, że nieprawdziwie), iż Zdanowska dała mu 150 tys. zł zaliczki.
Jak wynika z komunikatu prokuratury, śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte w marcu tego roku. "Wobec podejrzanej nie zastosowano żadnych środków zapobiegawczych, sama stawiła się na wezwanie. W trakcie przesłuchania nie przyznała się do zarzutów i odmówiła wyjaśnień" - czytamy w komunikacie prokuratury.
Po powrocie do Łodzi prezydent zorganizowała konferencję prasową: - Znalazłam się w absurdalnej sytuacji. Informacje o kredytach umieściłam w swoich oświadczeniach majątkowych, swój kredyt spłaciłam. Ponieważ nie można mi nic zarzucić w sprawach związanych z zarządzaniem miastem i finansami publicznymi, rozpoczęło się grzebanie w moim życiu prywatnym, prześwietlono moją rodzinę, osoby mi najbliższe, tych, których kocham.
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze