- W płomieniach zginęły papużki faliste i rodzina mandryli, którą kompletowałem latami. Wielka strata. Wielki żal - mówi Andrzej Pabich, założyciel i właściciel Zoo Safari Borysew.
- Musimy ciągle zadziwiać czymś nowym - mówi o Zoo Safari Borysew właściciel Andrzej Pabich. To wyjątkowy na skalę kraju prywatny ogród zoologiczny, ok. 40 km od Łodzi.
- Wiosna była bardzo ciężka, ale koronawirus nas nie pokonał, przyjaciele pomogli i znów możemy witać gości - mówi Andrzej Pabich, właściciel ZOO Safari Borysew. - Obchodzimy właśnie 12. urodziny i mamy dużo powodów do radości
Przez epidemię koronawirusa Zoo Safari w Borysewie pod Łodzią zostało zamknięte dla gości. Jeśli sytuacja się nie poprawi, obiekt nie będzie zarabiał przez większość sezonu. Właściciel boi się o los zwierząt i mówi wprost: "Sytuacja jest dramatyczna".
Brak turystów to brak pieniędzy na utrzymanie zwierząt poza sezonem - biją na alarm w Borysewie. W gminie zapewniają, że prace ogrodowi nie zaszkodzą. Właściciel jest innego zdania: - Oczywiście, że zaszkodzą. Jak tak dalej pójdzie, nie wykluczam przeniesienia ogrodu.
Miejsce, gdzie można oglądać, jak tygrys półtora metra od ciebie pożera deser? Restauracja, gdzie możesz pić kawę, zerkając na białego lwa, który wygrzewa się na słońcu? Dla takich doznań do Borysewa przyjeżdżają tłumy.
Zdarzenie miało miejsce w niedzielne popołudnie na oczach tłumów zwiedzających słynny ogród Zoo Safari. - To w przyrodzie się zdarza. Szkoda, że musiało to widzieć tyle ludzi - mówi Andrzej Pabich, twórca i właściciel ogrodu.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.