Jak gdyby gniło mięso ludzkie
Były też dzielnice, w których ludzi nie było stać na wywóz nieczystości poza miasto. Wtedy spontanicznie jakiś teren stawał się miejscem, gdzie wylewano odchody. Jedno z nich mieściło się na Bałutach, w sąsiedztwie ulic Franciszkańskiej i Zawiszy. W czerwcu 1933 r. "Ilustrowana Republika" obszernie opisała to pole, "które zasługuje na to, by przejść do historii Łodzi":
"Już na Wawelskiej odurza, bije w nas jakiś potężny fetor. Jak gdyby gniło i rozkładało się mięso ludzkie. Zapach mdły, trupi, który przyprawia o mdłości. Ale nic nie widać dokoła. Wiatr niesie ten zapach aż z trzeciej ulicy. (...) Duże pole, dookoła otoczone domkami. To nawet nie domki. Właściwie są to chałupki wiejskie, prymitywne, parterowe, wrośnięte w ziemię, o słomianych dachach. Niektóre murowane, większość drewnianych. (...) Domy zabudowane są bardzo gęsto. Ani skrawka wolnej przestrzeni. (...) Jezdnie i chodniki - to głębokie, lepkie błoto. I jak miła oaza rozłożyła się pośrodku zielona łąka. Wysoka trawa nęci. Tu zbiera się w wolnych chwilach cała niemal okoliczna ludność. Tu bawią się przez cały dzień dzieci. Ale skąd bije ten odór potworny, który zapiera dech, budzi mdłości?
Przez środek pięknej łączki płynie 'rzeka'. Jedna z odnóg naszej sławetnej Łódki. Nie płynie nawet. Nie jezioro, lecz rzeka, ale stojąca. I nie woda, lecz gnój, kał, odchody ludzkie, gnijące odpadki jedzenia. Fetor przeraźliwy. Proszę mi wybaczyć, kochani czytelnicy, ale gdy przystanąłem na chwilę nad tą 'rzeką' porwały mnie torsje.
A dookoła, na łączce leżą i siedzą ludzie. Czyżby nie czuli tych wyziewów? Okna w domkach otwarte - wszak trzeba 'przewietrzyć' mieszkania. I w tym kale, w tym gnoju, w tym zatrutym miazmatami powietrzu bawią się dzieci. Grzebią w ziemi, bawią się w piłkę. Cały dzień nad tą otwartą kloaką? Przyzwyczaili się".
Zasoby archiwalne ZWIK
Wszystkie komentarze