Stalker całe życie podporządkował jednemu celowi: dręczeniu Adama. Pisał wiadomości, rozwieszał plakaty, śledził go, nachodził w pracy, zniszczył samochód, zakładał mu fałszywe konta w portalach randkowych. Został już skazany za nękanie, stalking i zniszczenie mienia. I ponownie stanął przed sądem.
- Nie mam już siły. To jest piekło - mówi Adam, ofiara stalkera.
Stalker całe życie podporządkował tylko jednemu celowi: dręczeniu Adama. W czwartek 13 lutego sprawa będzie miała swój finał w Sądzie Rejonowym dla Łodzi Widzewa. Łukasz D. zostanie dowieziony do Łodzi z Aresztu Śledczego w Piotrkowie Trybunalskim.
Mimo że D. dostał zarzuty prokuratorskie, nie przestawał dręczyć swojej ofiary. Robił to nawet z aresztu, przez miesiące - wbrew zakazowi - pisząc i dzwoniąc do niej. Teraz prokuratura bada, jak udało mu się oszukiwać służbę więzienną.
Po osiedlu rozwiesił plakaty z jego zdjęciem i napisem "Uwaga na tego pana. Jest gejem". Groził jemu i jego rodzinie. Przesłał zdjęcie etykiety żrącej substancji. Stalkera nie zatrzymało nawet to, że został tymczasowo aresztowany.
Jeszcze w piątek wiele wskazywało na to, że stalker, który od roku dręczy łodzianina i jego bliskich, znowu wyjdzie na wolność. W sobotę sąd zdecydował jednak o tymczasowym aresztowaniu. Pan Adam nie jest jednak pewny, czy może czuć się bezpiecznie
Domofon zadzwonił dwa razy. Po chwili przyszedł SMS: "Zobacz auto". Adam zbiegł na dół. - Moje auto było pomalowane farbą. Każda część porysowana - mówi. To nie koniec.
W pobliżu domu nękanego rozwiesił plakaty z jego wizerunkiem i numerem telefonu. Pomimo sądowego zakazu zbliżania się ciągle go nachodził.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.