- "Katecheci mogą włączyć się w strajk nauczycieli. Proszę kierować się własnym sumieniem i dobrem wspólnym procesu wychowania" - taką informację otrzymali łódzcy katecheci na pytania odnośnie do ich udziału w strajku nauczycieli.
Strajk nauczycieli w przedszkolach i szkołach wydaje się już nieunikniony. Pomoc w opiece nad dziećmi oferują teatry, hale i kluby sportowe, a nawet rady osiedli. Wiele instytucji, jak Uniwersytet Łódzki, ma umożliwić pracownikom pracę z domu.
Najmłodsze dzieci w czasie protestu nauczycieli będą mogły pójść do teatrów i ośrodków kultury w Łodzi, pod warunkiem że będą z nimi rodzice. Wciąż nie wiadomo, co z egzaminami gimnazjalistów.
Zgodnie z prawem nauczyciele i pracownicy niepedagogiczny szkół nie mogą dostać wynagrodzenia za czas, gdy strajkują. Władze Łodzi obiecały jednak, że straty wyrównają im wyższymi dodatkami motywacyjnymi.
- Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było aż takie poparcie dla strajku wśród nauczycieli jak teraz - przyznaje prezes łódzkiego ZNP i podaje: w Łodzi 8 kwietnia stanie prawie 300 szkół i przedszkoli.
Już jako dziecko bawiłam się w szkołę, ale nikt mi wtedy nie powiedział jednego, że ta praca jest taka kiepska finansowo. Moja pierwsza pensja to było 650 zł. Teraz jestem nauczycielem mianowanym i wstydzę się powiedzieć, ile zarabiam.
Miasto powołuje sztab kryzysowy w związku z zapowiedziami protestu nauczycieli. Niewykluczone, że dziećmi w czasie strajku będą zajmować się pracownicy MOPS-u albo domów kultury. Pod znakiem zapytania wciąż są egzaminy gimnazjalistów i ósmoklasistów.
Jeśli nauczyciele nie dostaną podwyżek, mają zacząć strajk dwa dni przed egzaminem gimnazjalistów i tydzień przed egzaminem ósmoklasistów. Sytuacja jest bardzo poważna. Wiceminister edukacji ostrzegała w Łodzi: - Nie da się przesunąć egzaminów czy też zmienić egzaminatorów.
W prawie 1,3 tys. szkołach i przedszkolach w woj. łódzkim wszczęto procedurę sporu zbiorowego. To oznacza, że nauczyciele są już coraz bliżej protestu.
W oknach zawisły flagi i kartki brystolu z napisanymi czerwoną farbą hasłami: "Protest". Był wyjątkowo ciepły maj 1993 r. W "dwustece" nauczyciele zaczęli strajk okupacyjny
Strajk w okresie matur raczej nie wchodzi w grę, ale realny jest, jak przyznają nauczyciele, w terminie egzaminu ósmoklasistów i gimnazjalistów. Są też pomysły, by w szkołach urządzić protest "czerwonych długopisów", czyli nie sprawdzać klasówek i nie wystawiać ocen.
W połowie stycznia na zwolnieniu lekarskim był prawie co piąty nauczyciel w Łodzi. Teraz szkoły i przedszkola powoli wracają do normalnej pracy. Ogniska tzw. belferskiej grypy przenoszą się do innych miast z regionu, ale nauczyciele z Łodzi nie ukrywają: to cisza przed burzą.
Małpy w zoo mogłyby rzucać się na kraty, pluć na zwiedzających, ale mogą też po prostu się odwrócić. Coś takiego robią nauczyciele w podstawówkach, odwracają się od uczniów. Idą na zwolnienia, bo nie widzą innego sposobu wyjścia z tego stanu, w jaki popadło nauczycielstwo.
Od początku stycznia część szkół i przedszkoli w Łodzi to wielkie świetlice, gdzie dziećmi zajmują się tylko dyrektorzy. Oni też dostali pisma od ZUS przypominające o tym, że zwolnienia lekarskie swoich pracowników mogą skontrolować.
W Łodzi na dobre rozszalała się "belferska grypa". W poniedziałek z powodu zwolnień lekarskich do pracy nie przyszło ponad 1,3 tys. nauczycieli. Czy podobnie będą wyglądać szkoły podczas matur i egzaminów ósmoklasisty?
Nadgodzin w szkole jest sporo, bo brakuje nauczycieli. Zwłaszcza tych młodych. jak przyszedł kandydat na rozmowę, to zrezygnował, gdy usłyszał, ile zarobi.
Z dnia na dzień epidemia tzw. belferskiej grypy rozszerza się. We wtorek na L4 było blisko 400 nauczycieli z Łodzi, w środę już ponad 600. - Z akcją protestacyjną na taką skalę nie mieliśmy do czynienia od lat. 90. - mówi wiceprezydent Łodzi.
Lekcje odwołane, klasówki przełożone, a ławki w salach niemalże puste, bo po dzieci przyjechali rodzice. Tak wyglądał poniedziałek w wielu łódzkich szkołach i przedszkolach.
Po Nowym Roku w kolejnych łódzkich podstawówkach zapanowała tzw. belferska grypa. Nauczyciele masowo wzięli L4 i już ostrzegają: od poniedziałku takich zwolnień będzie jeszcze więcej.
- Słyszymy, że zachowujemy się niemoralnie, ponieważ zostawiliśmy dzieci. Mamy wszyscy moralniaka, ale nas się po prostu nie szanuje i to jest jeden z powodów, dla których przyłączyliśmy się do tego protestu - opowiada nauczycielka z łódzkiej podstawówki.
W jednym z łódzkich przedszkoli do pracy nie przyszedł w poniedziałek (17 grudnia) żaden wychowawca. W podstawówce na Chojnach na L4 było 60 proc. kadry. Nauczyciele w ten sposób protestują przeciwko niskim pensjom i domagają się podwyżek
Nauczyciele chcą podwyżek na poziomie 1 tys. zł. W woj. łódzkim najwięcej osób, w ankiecie Związku Nauczycielstwa Polskiego, opowiedziało się za akcją podobną do niedawnego protestu policjantów. Pójdą na L4 przed maturami?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.