- Nie wiem, czy firma dotrwa do końca roku - płacze pani Lucyna, która od 34 lat prowadzi szwalnię w Łodzi. - Tak źle nie było nigdy, może mi nie starczyć na zakup jedzenia.
- Nie ma szkół krawieckich, nauki dla szwaczek, obecnie tradycja szycia zamiera - mówi pani Jolanta, która w Łodzi prowadzi szwalnię od lat 90. - Kiedyś córki uczyły się szycia od matek, a teraz nie można znaleźć chętnych do tej pracy.
Agnieszka, która przez lata pracowała jako szwaczka, tak tłumaczy swoją decyzję o rezygnacji z zawodu: - Nikt o nas nie myślał. Nikt się o nas nie upomniał. Siedzisz cały dzień w pyle i kurzu. Zgarbiona, aż plecy trzaskają, gdy się prostujesz. A zarabiasz żałosne pieniądze. Nikomu tego nie życzę.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.