Czy następnym razem, jak zobaczę leżącego człowieka, będę dzwonił na 112 lub pogotowie? Muszę się nad tym dobrze zastanowić.
- Zmieniliśmy taktykę: nie będziemy nagłaśniać przypadków agresji na załogi karetek. Zamierzamy za to informować o każdym przypadku, gdy sprawca zostanie ukarany - mówi Adam Stępka reprezentujący łódzkie pogotowie.
- To nie jest tak, że ktoś wpisze miejsce w nawigację i dojedzie tak samo szybko, jak ratownik, który pracuje lub mieszka w tym rejonie od 10 lat - mówi ratownik medyczny Przemysław Feręc. Zdaniem jego i jego kolegów z dotychczasowego składu zespołu decyzja WSRM to "tworzenie realnego zagrożenia".
Ratownicy medyczni z Łodzi są zawiedzeni swoimi zarobkami. - Praca jest ciężka. Wielu z nas myśli o tym, aby zmienić zawód - mówią. Dyrekcja: - Rozumiem rozgoryczenie, ale nie dostaliśmy pieniędzy, aby płacić więcej.
Podczas gdy dyrekcja WSRM w Łodzi zapewnia, że ratownicy medyczni nie stracili na ostatniej nowelizacji przepisów, ci alarmują, że pensje spadły o kilkaset złotych. W środowisku mówi się, że protest ratowników medycznych może przybrać na sile. I to w drastycznej formie.
Na czym polega oddolny protest? Od piątku spływały kolejne L4. - Kiedy jedziemy do dławiącego się półrocznego dziecka, chcielibyśmy się skupić na jego ratowaniu, a nie mieć z tyłu głowy, że nie mamy z czego zapłacić rachunków czy raty kredytu - mówią ratownicy medyczni z woj. łódzkiego.
Protest ratowników medycznych odbył się również w Łodzi. - Bywa, że jeździmy cały dzień, nie mamy kiedy się napić, zjeść, odpocząć. Czasem musimy prosić dyspozytora, żeby dał nam chwilę przerwy, żebyśmy mogli podjechać na stację benzynową i pójść do toalety. Od 1 lipca moja pensja będzie wynosić niecałe dwa tysiące - mówi Justyna, ratowniczka medyczna z Łodzi.
Pogotowie na sygnale. Ratownicy wbiegają w pośpiechu, bo życie pacjentki jest zagrożone. Wynoszą chorą na noszach. A za wycieraczką karetki wiadomość: "Ku...o", "Szmato".
Zamiast przyjęcia pacjenta z podejrzeniem koronawirusa wulgarne próby wyproszenia ratowników - do takich scen miało dojść w ostatnich dniach w kutnowskim szpitalu. Według ratowników medycznych to nie pierwsza taka sytuacja.
Agresywny pacjent rzucił się na ratownika medycznego. Chciał bić, zerwał mu z twarzy maseczkę i rzucił w głowę butelką. Interweniowała policja.
Sławomir Pawlik jeździ od domu do domu i pobiera wymazy do testów na koronawirusa. Za wycieraczką swojego samochodu znalazł list. - Nazwali mnie roznosicielem "trypta i hifa" - żali się ratownik medyczny.
- Wchodzę w przyłbicy i kombinezonie, a ludzie mnie proszą, żebym usiadł i porozmawiał - mówi ratownik z karetki wymazowej. - Jak widzę, że dudni Telewizja Trwam, mówię, że Bóg pomoże, jak TVN - że trzymam kciuki za pozytywny test na koronawirusa.
Pacjent groźbę spełnił. - Co piąta nasza wizyta to atak - mówi rzecznik pogotowia ratunkowego w Łodzi.
Kiedy trafił do szpitala, był nieprzytomny z upojenia. Kiedy odzyskał świadomość, zrobił się skrajnie agresywny. Ratowniczka medyczna w ostatniej chwili uniknęła ciosu butelką, którą wyciągnął z plecaka.
W łódzkim pogotowiu zmieniają taktykę: - Napaści na naszych ratowników to codzienność, ale nie będziemy mówić o kolejnych atakach, tylko o karach dla agresorów. Oby jak najsurowszych!
Trudno poradzić sobie z frustracją, gdy jedzie się do pacjenta, który absolutnie nie wymaga interwencji pogotowia.
Pierwszy raz karetka pogotowia ratunkowego w Łodzi wyjechała z interwencją w grudniu 1899 roku na ul. Dzielną (teraz to ul. Narutowicza). Była godz. 4.30, pomocy potrzebowała rodząca kobieta, a ambulans był powożony przez konie.
Robert L. został skazany za napaść na ratownika medycznego na 2 lata i 8 miesięcy więzienia. - Wyrok ma uzmysłowić społeczeństwu, że ratownicy medyczni w trakcie swojej pracy są szczególnie chronieni przez prawo - mówił łódzki sędzia Krzysztof Szynk.
Mieli dyplomy ukończenia studiów i - jak zapewniali - dużo chęci do pracy. Szybko okazało się, że nikt ich ze studiów nie pamięta, a oni sami jak ognia unikają ratowania chorych. Dwaj mężczyźni, którzy udawali ratowników medycznych, staną przed łódzkim sądem.
- Widzę, jak z zawodu odchodzą wspaniali specjaliści. I wcale im się nie dziwię - mówi łódzki ratownik medyczny. Pracuje ponad 350 godzin w miesiącu, podobnie jego koledzy. I to też nikogo już nie dziwi.
Po akcji ratowniczej zobaczyłam pustą ulicę i sześć gumowych, niebieskich rękawiczek rzuconych ot tak - denerwuje się czytelniczka i przysyła do redakcji zdjęcie. - To nie my - odpowiadają zgodnie i w pogotowiu, i w straży miejskiej
- To już szósty poważny atak w tym roku na naszego ratownika - mówi Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. Ratownik został przewieziony do szpitala
Prokuratura wszczęła postępowanie o nieumyślne spowodowanie śmierci 54-letniego mężczyzny. Z relacji świadków miało wynikać, że ratownicy pogotowia nie ratowali go tak, jak powinni. Na ciele mężczyzny są jednak ślady wkłuć, ma też połamane - najprawdopodobniej od reanimacji - żebra
Pogotowie organizuje kolejne nabory, ale sytuacja się nie poprawia. Brakuje nawet kilkudziesięciu ratowników. - Gdyby nie pracownicy kontraktowi, pogotowie trzeba by zamknąć z dnia na dzień. A będzie jeszcze gorzej, bo to skrajnie ciężki i źle płatny zawód - alarmuje Paweł Horoszczak, związkowiec.
Był taki pacjent w bardzo ciężkim stanie, w podeszłym wieku. Wywoziliśmy go do karetki i on tak prosił: "ratujcie mnie, panowie". A chwilę później się zatrzymał. Nie udało się pomóc. Minęło z dziesięć lat, a ja mam ciągle w pamięci tego dziadka i słyszę, jak prosi o ratunek.
W ciągu jednego dnia w Łodzi doszło do dwóch ataków na ratowników medycznych. Agresywni pacjenci obrażali i chcieli pobić ekipę medyczną, demolowali wnętrze karetki.
Jeden z ratowników medycznych, którzy w czwartek (29 listopada) udzielali pomocy pijanemu mężczyźnie, przekonał się, że jego praca bywa niebezpieczna. Gdyby nie kolega, mógłby zginąć.
- W czasie co piątej wizyty ratownicy są bici, szarpani, a w najlepszym wypadku - obrzucani bluźnierstwami - mówi Adam Stępka, rzecznik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego. I dodaje, że nie zaszkodziłoby, gdyby karetka jechała do pacjenta w asyście radiowozu.
W piątek (3 sierpnia) w Łodzi spotkali się przedstawiciele związków zawodowych ratowników medycznych z całego kraju. Po długich dyskusjach podjęli decyzję, że odwieszają protest. Planują jego zaostrzenie we wszystkich możliwych formach.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.